publikacja 29.04.2025 15:50
Miejsca, imprezy podczas których łatwiej teraz zetknąć się ze znaczkami, niż w urzędach pocztowych.
HENRYK PRZONDZIONO / Foto Gość
Katowice
Wystawa znaczków pocztowych w Bibliotece Śląskiej.
Przesadzam? Pewnie trochę tak, aczkolwiek zdarzyło mi się już dwa, czy trzy razy znaleźć na poczcie, gdzie znaczków brak. „Bo to już nikt dziś nic przecie nie wysyła”.
Znajomi podczas wakacyjnych wojaży po tym, czy innym europejskim państwie, też już mieli podobne doświadczenia:
- Chcieliśmy ci wysłać pocztówkę, ale nigdzie nie było znaczków. Nawet na poczcie!
Więc po czasie, przy pierwszym powakacyjnym spotkaniu, wręczają mi taką „czystą” pocztówkę. Najczęściej zresztą kupioną w muzeum, a nie w urzędzie pocztowym. Takie mamy czasy…
Ale, dzięki Bogu, są jeszcze wystawy filatelistyczne. Muzea, kościoły, domy kultury… - to teraz chyba najczęstsze miejsca ich prezentacji.
Oczywiście, zawsze można zadać sobie pytanie: czy to najlepsza forma obcowania ze znaczkami pocztowymi? Te gromadzone w klaserach, trzymane w domach, ogląda się zupełnie inaczej (niemalże intymnie), niż te prezentowane na wielkich, białych planszach, czy w gablotach. Ale taki to już urok, nie urok tych publicznych wystawień. Eksponowania eksponatów, z którymi zresztą też często można mieć problem.
Bo co z tego, że widnieją na nich znaczki, koperty, czy pocztówki, skorą służą wyłącznie jako ilustracje do tekstów nie mających nic wspólnego z filatelistyką. Ktoś tworzy „eksponat” poświęcony żaglowcom, ktoś inny misiom koala, więc na kolejnych planszach szczegółowo opisuje ich historię/zachowania, ale wątków stricte pocztowych tam niewiele. Czasem nawet nie ma ich wcale. Więc można odnieść wrażenie, że te znaczki, to tylko takie kwiatki do kożucha. Choć, rzecz jasna, nie zawsze.
Bo bywa i tak, że to one inspirują do pogłębiania swej wiedzy w danej dziedzinie. Przykładem np. Andrzej Szostak, autor książki "Z pingwinami na krańcu świata, czyli Biały Ląd w filatelistyce", której fragment publikowaliśmy na naszym portalu. Jemu akurat kapitalnie udaje się łączyć to co pocztowe, filatelistyczne, z tym co przyrodnicze i geograficzne. Jedno się do drugiego odnosi, wzajemnie uzupełnia, ale, niestety, nie u wszystkich wystawiających filatelistów tak to wygląda.
A same wystawy? Te miewają różne rangi. Lokalne, krajowe, międzynarodowe…
Niedawno, na łamach kwietniowego numeru miesięcznika „Filatelista” Artur Marsy bardzo ciekawie opisał Specjalizowaną Światową Wystawę Filatelistyczną URUGUAY 2025. Nie tylko to jak wyglądała, ale też jakie miał problemy z ubezpieczeniem, przetransportowaniem, czy ocleniem wystawianych tam polskich znaczków. Jak wspominał:
…jednym z dylematów było jak w kodach celnych zakwalifikować eksponat z klasy historii poczty z I wojny światowej – jako „znaczki pocztowe, papeterie itp., skasowane lub nie”, czy „kolekcje i przedmioty kolekcjonerskie”, a może jednak „antyki o wieku przekraczającym 100 lat”?
I takie kwiatki się przy wystawach znaczków (niekoniecznie z kwiatkami) zdarzają.
*
Tekst z cyklu Spotkania z filatelistyką