W diecezji białostockiej jest ich zaledwie 28, w rzeszowskiej 68. Na Dolnym Śląsku sporo ponad 500, a wielu ludzi nawet nie uświadamia sobie, jaki skarb posiada ich parafia.
Czy do takich decyzji skłania jedynie brak świadomości, z jakim skarbem mamy do czynienia? Raczej nie – świadczy o tym historia, która wydarzyła się na Dolnym Śląsku w 2001 r., a więc stosunkowo niedawno. Po przeprowadzeniu gruntownego remontu instrumentu pozostała jedynie konserwacja szafy organowej. Kiedy ta została ukończona, komisja z referatu muzycznego przeprowadziła odbiór wykonanych prac. W tym czasie zauważono, że w jednym z głosów nie grają dwa dźwięki. Organmistrzowie byli zaskoczeni i zapewniali, że swoją pracę wykonali rzetelnie. Niestety, stwierdzono brak dwóch piszczałek. Jak się później okazało, wymontowali je panowie z firmy przeprowadzający konserwację szafy, tłumacząc, że są kibicami piłkarskimi i bardzo spodobały im się trąbki, a doszli do wniosku, że skoro jest ich tak wiele, to nikt nie zorientuje się, jeśli dwie wezmą sobie, by dopingować swoją drużynę. Trudno się nie zgodzić z muzykami, którzy mówią zrezygnowani, że w takim momencie ręce opadają.
Pomniki wiary
Nie tylko muzycy kościelni są przekonani, że bez organów trudno wyobrazić sobie piękną liturgię. Powołując się na dokumenty Kościoła, zwracają uwagę, że wszelkie próby zastępowania organów elektronicznymi keyboardami lub gitarą to kicz, na który nie można sobie pozwolić. Dla ks. Piotra takie zamiany to próba zastąpienia mercedesa fiatem 125p i tłumaczenie, że przecież w ten sposób też można podróżować. – Te instrumenty to prawdziwe dzieła sztuki i nigdy nie były tanie, ale trzeba na nie spojrzeć jak na pomnik wiary danego pokolenia. Za ich powstaniem stoi wiara, determinacja i pragnienie, by oddając cześć Bogu, robić to jak najpiękniej.
O perłę trzeba dbać
Ks. Piotr Dębski, wykładowca Akademii Muzycznej we Wrocławiu, Dyrektor Studium Organistowskiego w Legnicy
– Pozytywne jest to, że świadomość, jakiej rangi instrumenty posiadamy na Dolnym Śląsku, wciąż wzrasta. Przyczyniają się do tego m.in. koncerty czy festiwale organowe, których na naszym terenie nie brakuje. Kiedy już uświadomimy sobie, co posiadamy, naturalną rzeczą będzie konieczność troski o ten skarb. Ważne jest, by dostęp do instrumentu organowego miała jedna osoba, która weźmie za niego odpowiedzialność. Oczywista jest konieczność zamykania zarówno stołu gry, jak i szafy organowej. Ponadto sam organista nie może wykraczać poza swoje kompetencje i dokonywać samodzielnych napraw.
Nie bez znaczenia jest także to, w jaki sposób kościół jest sprzątany – i tutaj uwrażliwiam na to, by świątynię odkurzać, a nie zamiatać. Kurz jest największym wrogiem instrumentu. Osiadając w piszczałkach, niszczy go. W przypadku wszelkich prac remontowych w kościele zabezpieczenia organów powinien dokonać organmistrz, a nie malarz. Zdarza się czasami, że na chórze jest ustawiony miech, na którym najczęściej cegłami z wielką precyzją wymierza się ciśnienie. Sprzątającym może wydawać się, że trzeba zrobić porządek, tymczasem tych cegieł nie tylko nie można zdjąć, ale nawet przestawiać. Jednym słowem – o perły trzeba dbać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |