Mercedesy w świątyni

W diecezji białostockiej jest ich zaledwie 28, w rzeszowskiej 68. Na Dolnym Śląsku sporo ponad 500, a wielu ludzi nawet nie uświadamia sobie, jaki skarb posiada ich parafia.

Mowa o zabytkowych instrumentach organowych, znajdujących się w naszych kościołach. – Niemcy patrzą na nas z zazdrością ze względu na to, że w wielu miejscach mamy organy, które pozostały takie, jak zbudowali je konstruktorzy w XIX w., bez jakichkolwiek przeróbek – mówią osoby odpowiedzialne za muzykę kościelną, dodając, że tam, gdzie brakowało tej świadomości, znaczna część instrumentów ucierpiała.

Weź sobie ze Śląska

Po drugiej wojnie światowej pojawił się trend mniej lub bardziej legalnego wywożenia całych instrumentów bądź ich poszczególnych elementów z Dolnego Śląska w inne regiony Polski. Na terenie samej Warszawy jest co najmniej osiem instrumentów z naszego regionu, a w katedrze polowej liturgię upiększają organy z Kamiennej Góry. Podobny los spotkał dzieło firmy Sauer z Frankfurtu nad Odrą, która w 1910 r. dla Hali Stulecia przygotowała największy instrument organowy na świecie. Dziś można go posłuchać we wrocławskiej katedrze.

– Początkowo te organy miały dokładnie 200 głosów, a ponieważ do momentu ich zbudowania miano największego na świecie nosił instrument z katedry w Passau, lokalni patrioci z Bawarii poczuli się dotknięci i natychmiast dobudowali kilka głosów – opowiada ks. Piotr Dębski, wykładowca Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Wrocław nie pozostał w tyle – instrument z Hali Stulecia szybko wzbogacił się o kolejne 22 głosy. Dzięki temu do II wojny światowej nie było na świecie większego od niego. W czasie wojny hala uniknęła zniszczeń, czego nie można powiedzieć o wrocławskiej katedrze. Instrument uratował się więc przed bombami, ale nie uchronił się przed szabrownikami. Chodzą słuchy, że do jego zniszczenia przyczynili się sami budowniczy organów i organiści, którzy wymontowywali poszczególne piszczałki. – Nie wiem, skąd to się wzięło, ale najprawdopodobniej ze względu na duże trudności w zdobyciu materiałów braki w istniejących instrumentach uzupełniano, wymontowując poszczególne części z innych – wyjaśnia ks. P. Dębski, zwracając uwagę, że część piszczałek z saure’owskich organów wykorzystano do uzupełnienia instrumentu na Jasnej Górze. – Wrocławskie piszczałki do dziś grają w duchowej stolicy Polski.

Morderstwo na organach

Do dewastacji wielu instrumentów przyczynili się tzw. domorośli organmistrzowie. Osoby zajmujące się muzyką kościelną i dokonujące inwentaryzacji organów na naszym terenie mnożą opowiadania o kościołach, w których pod pozorem remontu w rzeczywistości okradano instrumenty. – Trzeba pamiętać, że w czasach komunistycznych zawód organmistrza wymarł, a ludzie budujący i naprawiający organy byli prześladowani – wspominają. Ewentualne remonty trzeba było wykonywać tajnie, bez powiadamiania ówczesnych władz, co wykorzystywali skrzętnie oszuści. Oferowali swoje usługi proboszczom, wiedząc, że nikt nie będzie ich sprawdzał czy przeprowadzał odbioru prac, i pod pozorem remontu okradali organy, wyjmując poszczególne elementy, a następnie sprzedając je w innych miejscach.

Przedstawiciele referatów muzycznych archidiecezji wrocławskiej wspominają o karygodnych sytuacjach, kiedy z szafy organowej uczyniono składowisko rzeczy niepotrzebnych albo wysypisko śmieci. – Jeśli instrument przestał grać dlatego, że wyeksploatowały się różne elementy, dziś można go naprawić. Najbardziej absurdalne i przykre jest to, gdy ktoś przez głupotę bądź brak świadomości przyczynił się do jego zniszczenia – tłumaczą i wspominają dość osobliwe wykorzystanie dzwonów, które w epoce baroku często pojawiały się jako głos organowy. W jednym z dolnośląskich kościołów w czasie remontu uznano, że są niepotrzebne, odłączając je i pozostawiając w szafie niejako na pamiątkę. Niestety, ktoś w pewnym momencie doszedł do wniosku, że się przydadzą, i zaczął wykorzystywać je jako gongi podczas liturgii. W czasie inwentaryzacji brakujące elementy instrumentu znalazły się przy ołtarzu, tworząc potrójny, trzystopniowy gong. Na szczęście udało się przywrócić je na ich dawne miejsce.

W innej parafii organista sam latem i zimą dokonywał strojenia instrumentu. – To jest morderstwo dla organów – mówią muzycy. – Kłaniają się prawa fizyki. Normalne jest to, że instrument zimą trochę się rozstroi, jednak dostrajanie go w tym momencie niszczy piszczałki – tłumaczą. Gdy wspomniany organista widział, że już nie daje sobie rady, bo stopień zniszczenia jest zbyt duży, przestał grać na organach, a za to skorzystał... z dwóch keyboardów. Położył je na manuale, a ponieważ drugi nie bardzo mógł się zmieścić, wyciął piłą część manuału, żeby tylko wcisnąć elektroniczny sprzęt. Dziś tylko dzięki żmudnej pracy konserwatora udało się doprowadzić instrument do dawnej świetności.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie

Forum: ostatnio poruszane wątki