Polakom i Niemcom trudno spokojnie mówić o repatriacjach, czy, jak wolą inni, o wypędzeniach. Pomocą w porządkowaniu tamtych bolesnych wydarzeń może służyć projekt „Kozaki – Pyrzany. Polacy, Niemcy i Ukraińcy – polifonia pamięci o migracjach przymusowych”, który właśnie dobiega końca.
Reprodukcja ks. Witold Lesner/ GN Widok Pyrzan z wieży nieistniejącego dziś kościoła w 1943 roku, gdy mieszkali tam jeszcze Niemcy. Pierwsze efekty projektu już są. W Pyrzanach regularnie odbywają się spotkania z mieszkańcami przy okazji prezentacji kolejnych publikacji. Pierwszą z nich była książka napisana przez Agnieszkę Watral „Pyrzany 1945–2005. By młodzi nie zapomnieli”. – Ta książka powstała przede wszystkim jako efekt rozmów ze starszymi mieszkańcami Pyrzan. Chciałam zapisać ich historie, by nie zginęły. Pisałam ją z myślą o młodych, aby pamiętali o tym, skąd pochodzą – wyjaśniała podczas spotkania autorka. W książce można przeczytać m.in. wspomnienie Jana Stojanowskiego, który tak mówił o wyjeździe do nowej Polski: „Wszystko, co ze sobą zabieraliśmy, musiało być zapisane w karcie ewakuacyjnej. Można było zabrać po jednej sztuce każdego zwierzęcia”.
Transport liczył 80 wagonów. Były to tzw. węglarki bez dachu. „W dzień dokuczał żar słońca, czasami deszcz, dym z komina lokomotywy, w nocy chłód. Szerzyły się choroby i wszawica. Od czasu do czasu robiono postój, wtedy też kobiety przygotowywały jakąś ciepłą strawę” – czytamy w książce. Podróż trwała niemal cały miesiąc od 29 czerwca do 26 lipca 1945 r. W Pyrzanach do zasiedlenia było 101 domów. Szybko powstało przedszkole, piekarnia i sklep, a w 1946 roku straż pożarna. Pomimo tysięcy pokonanych kilometrów przesiedleńcy zachowali swoją sąsiedzką jedność. Dużą zasługę w tym należy przypisać proboszczowi ks. Michałowi Krallowi. „Przyjechali całą gromadą. Nie są wykorzenieni. Mają swoje tradycje, w ich wewnętrznym życiu nic się nie urwało. To nie jest przypadkowo spłynięta gromada bez korzeni, bez środowiska, bez tradycji (…). Ks. Proboszcz przyczynił się do takiego stanu rzeczy” – zapisał ks. Anczarski, który w 1955 roku prowadził rekolekcje wielkopostne.
Reprodukcja ks. Witold Lesner/ GN Ksiądz Michał Krall był 22 lata proboszczem w Kozakach, później jeszcze 17 lat w Pyrzanach. Ksiądz „swoich ludzi”
„Urodziłem się dnia 22 IX 1894 r. w Siebieczowie, par. Ostrów koło Sokala, wojew. Lwowskie. (…) Święcenia kapłańskie otrzymałem dnia 29 IV 1919 r. z rąk Ks. Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego” – możemy m.in. przeczytać we własnoręcznie napisanym życiorysie ks. Michała Kralla, który przechowywany jest w Archiwum Diecezjalnym w Zielonej Górze. 22 lata był proboszczem parafii w Kozakach, a później do swojej śmierci w Pyrzanach.
Gdy mieszkańcy Kozaków mieli być deportowani na Ziemie Odzyskane, nie zostawił ich samych sobie. „28 czerwca 1945 roku ks. M. Krall odprawił Mszę św. i wraz z parafianami opuścił Zazule-Kozaki. Następnego dnia, po nabożeństwie w Złoczowie, wyjechał z miejscowego dworca kolejowego na ziemie zachodnie. W tym celu udało się mu wygospodarować osobny wagon, na który załadowano ołtarz, ławki, obrazy, figury świętych, meble z zakrystii, kielichy, ornaty, kapy, chorągwie oraz dzwony. Ks. Proboszcz zabrał też księgi metrykalne” – czytamy w tekście ks. dr. hab. Roberta Kufla „Żył z wsią, żył wsią, żył parafią. Ksiądz kanonik Michał Krall (1894–1962)” zamieszczonym w jednej z wydanych książek. To wyposażenie kościoła w większości zachowało się do dzisiaj.
Ksiądz Michał Krall dbał nie tylko o życie duchowe swych parafian, ale także o życie społeczne i patriotyczne. A gdy w 1943 roku wieś Kozaki została zaatakowana przez Ukraińców, pomimo ostrzału wrócił „do swoich”. – Działy się wtedy potworne rzeczy. Palili stodoły, w których schowali się ludzie. Strzelali. Ksiądz Krall powiedział wtedy: „Gdzie moi ludzie będą, tam i ja”. I przyszedł do wsi – wspomina Janina Ferensowicz. Ksiądz Krall zmarł 22 października 1962 roku. Pochowany został w Pyrzanach. Jego dobroć i oddanie ludzie zachowali w pamięci. – Był postacią bardzo duchową, jak św. Franciszek. Był księdzem dla biednych ludzi ze Wschodu. Wszędzie chodził pieszo, pomagał wszystkim. To była piękna postać – wspomina Michał Czarnuch, mieszkaniec Pyrzan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |