– Dawniej się zdarzało, że dzieci były straszone księdzem, ze strachu wchodziły nawet pod łóżka, zamykały się w łazience. Teraz, na szczęście, tego się już nie spotyka – mówi ks. Franciszek Grela.
Ksiądz Franciszek w swojej posłudze nawiedzał różne środowiska – spotykał się z chorymi w szpitalach, z osadzonymi w areszcie więźniami, ale najbardziej zapamiętał, będąc jeszcze na parafii w Lubartowie, mężczyznę, który chciał odebrać sobie życie i głośno o tym mówił. – Odwiedziłem go. Przeprowadziliśmy dłuższą rozmowę i namówiłem go na spowiedź. W wyznaczonym dniu i godzinie siedziałem w konfesjonale, ale nie przyszedł. Nie zrezygnowałem jednak, nie wyszedłem z konfesjonału – wspomina ks. Franciszek. – I dobrze, bo owym człowiekiem targały silne emocje i rozterki, przyszedł bardzo spóźniony. Dziękował, że czekałem. Po spowiedzi poczuł wielką ulgę. Porzucił samobójcze myśli. Z wdzięczności namalował mi obraz. Bez kolędy na pewno nie ośmieliłby się nawiedzić kościoła i skorzystać z sakramentu pokuty. W tym roku kolęda rozpoczęła się w parafii św. Józefa w Nisku 2 stycznia. Czeka na nią około 1,5 tys. rodzin. Szczegółowy jej plan kapłani zamieścili w parafialnym kwartalniku „Dokąd idziesz?”.
Wspólna kolęda
Życie i rozsądne podejście dyktują czasem swoje rozwiązania. Tak stało się kilkanaście lat temu w parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu. – Ponieważ osiedla Serbinów i Piastów wchodzące w skład parafii rozrastały się, trudno było w czasie przewidzianym na wizyty duszpasterskie odwiedzić wszystkie rodziny – wyjaśnia proboszcz ks. prał. Michał Józefczyk. – Żeby nie dochodziło do sytuacji, że ksiądz wpadnie na dwie, trzy minuty, postanowiliśmy odwiedzać wiernych w ich domach co drugi rok, w pozostałe lata zaś spotykamy się na wspólnej kolędzie w kościele. W wyznaczone dni parafianie z poszczególnych bloków, domów uczestniczą w specjalnej Mszy św. sprawowanej przez proboszcza w ich intencji, po której w Sali parafialnej jest czas na wspólne życzenia, łamanie się opłatkiem. – Jeszcze kilka lat temu spotkaniom towarzyszyły programy artystyczne, głównie jasełka, śpiewy kolęd – mówi ks. Józefczyk. – Ale zaczęły pojawiać się głosy, że to trwa zbyt długo. Zrezygnowaliśmy więc z tej części i obecnie, oprócz składania życzeń, omawiamy najpilniejsze i najistotniejsze sprawy parafii.
Ten rodzaj kolędy wpisuje się również w rozpoczętą przed 16 laty budowę „Nowego Oblicza Parafii”, której jednym z założeń jest tworzenie bliskich więzi sąsiedzkich i międzyludzkich. – Służą temu również wspólne spotkania mieszkańców danej klatki w bloku – wyjaśnia ks. prałat. Po odwiedzeniu przez kapłana wszystkich mieszkań, sąsiedzi gromadzą się w jednym z domów lub na klatce schodowej, by wspólnie z księdzem pomodlić się w intencji żyjących i zmarłych mieszkańców oraz by złożyć sobie życzenia. Często spotkania te przeradzają się we wspólne kolędowanie przy cieście i herbacie. Inicjatorami ich są tzw. posłańcy dobroci, stanowiący swego rodzaju łącznik pomiędzy plebanią a parafianami.
Czas na rozmowę
– By kolęda miała sens, czyli by był czas na rozmowę, przybliżenie problemów, nie wystarczy kilka minut – zauważa pani Maria z Tarnobrzega. – Kilka lat temu odwiedził nas ksiądz, który dosłownie był 4 minuty. Pomodlił się, poświęcił pokój i poszedł. To dość niepoważne potraktowanie gospodarzy. Człowiek czeka, czasami nawet kilka godzin, by przyjąć księdza, a ten wpada i wypada. Znajomy kapłan, który był wikariuszem parafii w Bieszczadach, opowiadał, że tam w ciągu jednego dnia w planach mieli do odwiedzenia zaledwie kilka domów. Jeżeli chcemy wzajemnie poznać swoje problemy, kłopoty, ale i radości, potrzebujemy na to więcej niż 5 minut. Dlatego podoba mi się pomysł, wprowadzany w różnych parafiach, odbywania wizyt co 2 czy nawet 3 lata, bo wówczas ksiądz ma czas na rozmowy i nie musi się spieszyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |