W domu musi być stół, najlepiej duży. Może przy nim usiąść cała rodzina. Wtedy wszyscy zaczynają się lepiej rozumieć.
Otwarci na życie
Po narodzinach najstarszej Zuzi nie minęły dwa lata, kiedy na świat przyszła Maja. Po niej była Róża, a następni Beniamin i najmłodszy, kilkumiesięczny Bruno. Poród Zuzi trwał 11 godzin i nie przyniósł rezultatu. Zdecydowano się więc na cesarskie cięcie. W związku z tym wszystkie kolejne dzieci rodziły się także za pomocą cesarki. – Kiedy zaszłam w ciążę czwarty raz, coraz częściej nasze rodziny okazywały nam dezaprobatę. Lekarze także mówili o wielkim ryzyku, ze śmiercią włącznie. Piąta, niedawna ciąża, zdaniem świata medycznego nie powinna się nam zdarzyć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę umrzeć, że mój organizm może nie wytrzymać piątego cesarskiego cięcia. Myślałam wtedy: „Boże, to nie tylko nasze dzieci, to też Twoje dzieci, więc zaopiekuj się nimi wszystkimi”. Bruno urodził się jako silny chłopak, ja szybko wróciłam do zdrowia. Mamy więc piątkę dzieci, choć świat mówi dziś, że to nieroztropne i niepotrzebne. My jednak zaufaliśmy Panu Bogu, nie światu – mówi Wiola.
Jazda po bandzie
– Przyzwyczaiłem się do ciągłego bałaganu, który robią nasze dzieci, do nieustannych pytań, próśb o coś, płaczu, prób wymuszania na nas jakichś spraw. Kiedyś wydawało mi się, że nie jestem zdolny żyć w taki sposób. Myliłem się – mówi Łukasz. – Każde z naszych dzieci jest wyjątkowe i niepowtarzalne, każde kochamy ze wszystkich sił, ale każde potrafi nas tak wyprowadzić z równowagi, że chyba tylko dzięki Duchowi Świętemu, który czuwa nad nami, nie dochodzi czasami do jakichś rękoczynów. Granice naszej wytrzymałości są nieustannie testowane i bez Boga z pewnością dawno stoczylibyśmy się w patologię – mówi Wiola. – Najważniejszym meblem w domu jest stół. To przy nim wszyscy gromadzą się na posiłku. Człowiek musi coś zjeść i nie da się od tego wykręcić obowiązkami czy brakiem czasu. Przy stole więc najłatwiej się spotkać, porozmawiać, pośmiać i dogadać. Chodzi nie tylko o wymianę informacji, ale o budowanie relacji między nami. zauważyliśmy, że stół spełnia jeszcze jedną pożyteczną rolę: nie ma w rodzinie niejadków. Nasza najstarsza córka Zuzia była wielką marudą przy jedzeniu i nakarmić ją było trudno. Biegałam za nią z łyżką zupy po domu, a ona i tak się wykręcała. Odkąd kupiliśmy stół i zaczęliśmy jeść razem, problem się skończył – mówi Wiola.
Lepsza niż lokata
Na pytanie, co w wychowaniu dzieci jest najważniejsze, odpowiadają: przekazać im wiarę. – Jak nauczymy ich zaufania Panu Bogu, ich życie będzie szczęśliwe. To ważniejsze niż trzecie filary, książeczki oszczędnościowe. Nasze życie jest tego świadectwem. Pracuje tylko Łukasz, więc nasze finanse są bardzo skromne. Nie zawsze też Łukasz miał pracę, ale nigdy niczego nam nie brakło. Pan Bóg o wszystko zadbał, nawet gdy nie było kasy na jedzenie, nie byliśmy nigdy głodni – mówi Wiola. Od początku Wielkiego Postu cała rodzina czeka na święta Zmartwychwstania. Pascha to niepowtarzalna noc w roku. – Dzieciaki nie mogą się jej doczekać i mimo całonocnej liturgii nigdy nie są senne. Realność Zmartwychwstania udziela się tak bardzo, że nikt nie myśli o śnie. W tym roku podczas czuwania paschalnego będziemy chrzcić naszego najmłodszego syna, radość więc będzie podwójna. Poza tym w naszym życiu doświadczyliśmy mocy płynącej ze Zmartwychwstania Jezusa. To On, który pokonał śmierć, wyprowadza nas z najtrudniejszych sytuacji – mówią Wiola i Łukasz.