Klubowa tradycja mówi: piłkarze założyli czarne koszule na znak pamięci o nieobecnej na mapie ojczyźnie - permanentna żałoba.
Trzeba przy tym wiedzieć, że Polonię założono w roku 1911 w mieście, w którym na każdym kroku można było natknąć się na rosyjskiego żołdaka, policjanta, szpicla, urzędnika, kupca, popa itd., grażdanka panoszyła się na szyldach, kopuły cerkwi zawracały promienie słońca, a wypowiadanie słowa „Polska” odbywało się na własne ryzyko mówiącego.
Toteż wyjątkowym bezeceństwem było powołanie drużyny piłkarskiej, która nie dość, że za herb wzięła biało-czerwoną tarczę, to jeszcze bezczelnie nazwała się „Polonią”.
Klub od początku kojarzony był z warszawską inteligencją i tradycją niepodległościową (przed wojną prezesem klubu był m.in. gen. Kazimierz Sosnkowski) - doprawdy, trudno o bardziej niepoprawne połączenie. A fu! Z Peerelu Polonia wyszła, ledwo zipiąc. Okładana raz po raz, wegetowała to w drugiej, to w trzeciej lidze, z trudem łapiąc oddech. Taki klub, takie dziwne COŚ nie było w smak „towarzyskiej” braci. Takiego CZEGOŚ nie można było wpuścić na salony. Oczkiem w głowie władzy stała się drużyna zza miedzy, ale nie o niej dzisiaj...
W wolnej Polsce wydawało się, że Warszawa pognębioną Polonię z radością powita w Ekstraklasie, a rządzący stolicą dołożą wszelkich starań, żeby w traktowaniu klubu odróżnić się od władz epoki minionej. Minęło sto lat...
Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz kilka lat temu jeszcze chyba nie miała tej ponurej świadomości wszechobecnego, jak się zdaje, antypolonijnego lobby. Wtedy z dużą śmiałością wprost z płyty boiska przy Konwiktorskiej obiecywała nowy stadion - gwarancję normalnego funkcjonowania klubu. Tymczasem trwa druga kadencja... a na Polonii bieda piszczy jak mysz z przydeptanym ogonem.
W czasie meczów handel odbywa się prosto z łóżka, załatwianie potrzeb w plastikowych kioskach, gastronomia na kółkach... Narzekać nie mogą tylko piłkarze, którzy należą do najlepiej opłacanych w Polsce. To za sprawą dobrodzieja Józefa Wojciechowskiego, biznesmena, który na graczy pieniędzy nigdy nie szczędził. Niestety, spotkały go zawód i sromota. Teraz czas hojnego, choć nieprzewidywalnego prezesa mija.
Zrażony obiboctwem piłkarzy, niechęcią Magistratu, ślepotą sędziów, głodem i globalnym ociepleniem zapowiedział wycofanie się ze sponsorowania klubu. Co to oznacza dla Czarnych Koszul? Trudno orzec. Wojciechowski najchętniej Polonię przekaże (oczywiście na zasadach biznesowych) innemu bogaczowi. Jeśli jednak nie znajdzie kupca, nie wyklucza ogłoszenia bankructwa, a nawet rozwiązania zespołu. Miasto rozkłada (umywa!) ręce...
101 lat - piękny wiek... na śmierć.