W Slawonii, biednym, ale gościnnym regionie Chorwacji, nie ma tłumów turystów. Jest za to jedyna w kraju diecezjalna winnica produkująca doskonałe wina mszalne. Dochód z ich sprzedaży w tym roku przeznacza na pomoc ofiarom niedawnej powodzi.
Dzięki temu, że powódź nie dotknęła znajdujących się na stokach winnic, archidiecezja mogła wygospodarować znaczne środki na pomoc parafianom, którzy ucierpieli w wyniku podtopień. Wsie Gunja, Rajevo Selo, Posavski Podgajci zostały zniszczone najbardziej. Dziś już wrócili tam proboszczowie i rozdzielają najbardziej potrzebującym środki przekazane przez archidiecezję. Spora część z 4 mln kun pochodzi właśnie ze sprzedaży win z kościelnych piwnic.
Wino jest jak gość
Pokonujemy kilka zakrętów i pniemy się w górę. Słońce mocno grzeje, suszy zalane wsie i pozwala dojrzeć winogronom. To doskonały teren na winnice, dlatego mnóstwo tu przydomowych plantacji. Zakłada się je zawsze na stoku, nigdy na równinie, bo gdyby przyszedł mróz, wszystko by zmarzło. Krzewom posadzonym na zboczu nie zrobi krzywdy. W równych rzędach, opadając łagodnie w dół i pnąc się w górę, rosną sobie krzewy chardonnaya, traminaca, graseviny, a od niedawna też odmian czarnych cabernet sauvignon, cabernet franc i merlot. Ks. Stjepan wie dokładnie, gdzie która odmiana rośnie i kiedy rozpocznie się berba (zbiór owoców). Dziś jest tu spokojnie, ale pod koniec sierpnia winnica się zaludni. Berba potrwa miesiąc, ponieważ zbiór winogron będzie się odbywał stopniowo, w zależności od pogody i procesu dojrzewania owoców. – Wszystko zależy od sumy aktywnych temperatur. Każdy gatunek wymaga innej ilości słońca. Roślina sama sobie to wylicza – tłumaczy inżynier Miroslav Bosnjak, enolog. To on dogląda codziennie winnicy. Wie, co się dzieje w piwnicach, laboratorium i organizuje degustacje dla wycieczek, które podążając „winną drogą”, odwiedzają okolicznych producentów, próbując ich specjałów. Chętnie spotykają się też z innymi plantatorami, którzy przyjeżdżają, żeby porównać jakość wina sąsiadów, porozmawiać, wymienić doświadczenia i – jak mawiają Chorwaci – zwyczajnie się „podrużiti”. Ulubione wino ks. Stjepana to traminac, jednak ze względu na zdrowie wybiera cabernet sauvignon. – Kieliszek, dwa w towarzystwie to tyle, ile trzeba – zapewnia.
Dlaczego wasze wino jest takie smaczne? – pytam. – To kwestia dojrzewania – tłumaczy ks. Stjepan. Każde młode wino, kiedy się je zleje do drewnianej beczki, dojrzewa. Dostaje od drzewa, które przeżyło swoje, jego doświadczenie, dorośleje. To mu daje dąb. Potem (po 2–6 miesiącach) trzeba wino przelać do metalowej beczki, żeby się nie popsuło i zachowało to, co najlepsze z dębu, w którym dojrzewało przez jakiś czas. Czerwone wino bardziej lubi drewno niż białe. Potem trzeba je zabutelkować. Przefiltrowane, poddane różnym procesom, staje się „niespokojne”, dlatego po przelaniu do butelek potrzebuje co najmniej miesiąca, aby się zadomowiło i uspokoiło. Bo ono jest jak gość, a musi się poczuć u siebie – malowniczo opisuje ks. Stjepan. Dla dobrego wina tak samo ważne są położenie na południowym zboczu, wyselekcjonowane krzewy, jak i ekipa, która tu pracuje – dodaje inżynier Bosnjak. A jeśli dodać, że najnowszy święty Kościoła katolickiego właśnie stąd kosztował wina mszalnego, chyba nie trzeba lepszej reklamy.
Na trasie do Dźakova wciąż pojawiają się konwoje z pomocą humanitarną dla powodzian. Zastanawiając się, jak pomóc poszkodowanym przez ulewy południowym sąsiadom, można podczas wakacji w Chorwacji zajrzeć do Dźakova i skosztować tutejszego wina, a może zamówić coś do własnej piwniczki lub parafii?