Nadchodzi koniec ostatniego przyczółka demokracji w Chinach. Władze w Pekinie zakazały właśnie wolnych wyborów władz w Hongkongu, byłej brytyjskiej kolonii.
Pekin ostatecznie zabronił organizacji demokratycznych wyborów Szefa Egzekutywy (odpowiednika premiera) w Hongkongu. Głosowanie będzie, ale wystartują w nim tylko dwaj lub trzej kandydaci, których uprzednio zatwierdzą władze centralne. Li Fei, prominentny członek Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, na łamach gazety „South China Morning Post” w osobliwy sposób wytłumaczył opinii publicznej decyzję Pekinu: „wyborcy mogliby być zmieszani wyborem spośród więcej niż dwóch czy trzech kandydatów, (...) ograniczenie ich liczby gwarantuje prawdziwy wybór i zapobiega zbyt kosztownemu i skomplikowanemu głosowaniu”.
Widać więc, że chińskie władze nawet nie próbują ukryć przed światem, że przestały się liczyć z Brytyjczykami. Wszak przejmując od nich władzę w 1997 r., obiecały pozostawienie specjalnych praw dla Hongkongu co najmniej do 2047 roku. Czy władzom w Pekinie rzeczywiście opłaci się ręczne sterowanie lokalną administracją i odgrywanie komedii z ustawionymi wyborami w jednym z najważniejszych centrów światowej gospodarki?
Pomost Wschodu i Zachodu
Brytyjski Hongkong to dziedzictwo XIX-wiecznej gorączki kolonialnej. Zachodnie potęgi wykorzystały wówczas słabość cesarstwa i rozpoczęły proces nazwany dziś przez historyków „rozrywaniem Chin” (breaking-up China). Londyn na mocy traktatu z 1842 r. „wyrwał” Chińczykom położony wraz z przyległymi wyspami półwysep Koulun nad Morzem Południowochińskim. Tereny te, nazwane od jednej z wysepek „Hongkong”, były doskonale położonym centrum handlu i strategicznym portem. Brytyjczycy czerpali krocie z zarządzania symbolicznym pomostem między Zachodem i Dalekim Wschodem. Formalnie odbywało się to na mocy podpisanej w 1898 r. umowy o 99-letniej dzierżawie.
W drugiej połowie XX wieku nadszedł zmierzch imperiów kolonialnych, jednocześnie zakończył się okres wewnętrznej niestabilności Chin, którymi twardą ręką zaczęli rządzić komuniści. W 1984 r. Wielka Brytania musiała potwierdzić, że zgodnie z umową, po niemal wieku dzierżawy, Hongkong powróci do macierzy. Tak też się stało w 1997 r., lecz najpierw Pekin obiecał, że w byłej kolonii o statusie „Specjalnego Regionu Administracyjnego” nienaruszone pozostaną zdobycze Zachodu, czyli liberalna gospodarka, wolność słowa, swoboda wyznania oraz demokratycznie wybierane organy władzy. Przyłączeniu Hongkongu do Chin przyświecało hasło „jeden kraj – dwa systemy”.
Jeden kraj – jeden system
Pragmatyczni chińscy komuniści nie mieli zamiaru zabić kury znoszącej złote jaja. Hongkong do dziś zajmuje czołowe miejsca w światowych rankingach wolności gospodarczej i wciąż jest jednym z najważniejszych światowych centrów finansowych. Pozostawieniu w spokoju gospodarki towarzyszy jednak systematyczne ograniczanie swobód obywatelskich.
Teoretycznie organy władzy przypominają klasyczne instytucje demokratyczne w zachodnim wydaniu. Istnieje Rada Ustawodawcza (parlament), Rada Wykonawcza (rząd) oraz stojący na jej czele Szef Egzekutywy. Zarzewiem obecnego konfliktu stała się ostatnia ze wspomnianych instytucji. Basic Law – czyli konstytucja Hongkongu – przewiduje, że „ostatecznym celem” jest ustanowienie wyboru Szefa Egzekutywy w powszechnych wyborach. Tymczasem mijały lata, a już trzech kolejnych przewodniczących, łącznie z obecnym Leung Chun-ying, wybieranych było przez 1200-osobowy Komitet Elekcyjny, zdominowany przez uległych Pekinowi przedsiębiorców i przedstawicieli związków zawodowych.
Aby rozładować narastające społeczne napięcie, chińskie władze zobowiązały się, że w 2017 r. zostaną wreszcie przeprowadzone powszechne wybory Szefa Egzekutywy. Pod koniec sierpnia okazało się jednak, że obywatele Hongkongu będą mogli wziąć udział co najwyżej w parodii głosowania. Kandydatów będzie maksymalnie trzech. Każdy z nich musi być uprzednio zatwierdzony przez Komitet Nominacyjny, za którym oczywiście stoi Komunistyczna Partia Chin (KPCh). Kluczowe kompetencje zwycięzcy zdefiniował wspomniany już Li Fei z Komitetu Stałego: „musi on kochać kraj i kochać partię”.
Protesty z miłością i pokojem
Obywatele Hongkongu przez lata biernie przyglądali się rozmywaniu ich instytucji samorządowych. Jawna kpina Pekinu z wyborów Szefa Egzekutywy przelała jednak czarę goryczy. Martin Lee, założyciel opozycyjnej Demokratycznej Partii Hongkongu, dosadnie skwitował propozycje wyboru marionetkowych kandydatów: „jaka jest różnica pomiędzy zgniłą pomarańczą, zgniłym jabłkiem i zgniłym bananem? Chcemy prawdziwego głosowania powszechnego, a nie demokracji w chińskim wydaniu”.
W odpowiedzi na lekceważące posunięcia komunistów wybuchły protesty o skali niespotykanej w innych częściach Chin. Na ich czele stoi ruch społeczny Okupuj Centrum z Miłością i Pokojem (Occupy Central with Love and Peace – OCLP). Jego lider Benny Tai oświadczył, że obywatele Hongkongu „przechodzą do fazy obywatelskiego nieposłuszeństwa”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |