Tony żelastwa, hektolitry paliwa, kurz i drżąca pod gąsienicami ziemia. Po raz 12. miłośnicy militariów, pasjonaci historii i właściciele pojazdów wojskowych wskrzesili garnizonową przeszłość Bornego Sulinowa.
Do miasteczka zjechało się blisko pół tysiąca maszyn z Polski i Europy. Rodzynkami wartymi obejrzenia były haubica samobieżna R109, rosomak czy czołg pływający PT 91, ale nie brakowało innych budzących podziw wehikułów. Szansa zobaczenia ich z bardzo bliska ściągnęła do obozowiska na poligonie tłumy ciekawskich. Ostrzał na szczęście prowadzony był wyłącznie z migawek aparatów fotograficznych.
– Biorę udział w wielu imprezach tego typu w całej Polsce i nie mam wątpliwości, że ta jest największa – zapewnia Piotr „Kruszyna” Kaźmierczak, specjalista od pojazdów opancerzonych. – Każda z kolejnych edycji jest kamieniem milowym do rozsławienia tej gminy, schowanej gdzieś między lasami i jeziorami, powstałej w asadzie z niczego. To jest hit reklamowy tego miejsca – dodaje.
Bez wątpienia hitem zlotu jest możliwość przekonania się, jak smakuje jazda ciężkim sprzętem. Na tankodromie z kurzawy i chmur spalin co chwila wyłaniała się jakaś maszyna, podskakując na wertepach i z rykiem walcząc na podjazdach. – Z jednej strony przyciągnęło mnie tu właśnie to, a z drugiej – aura samej lokalizacji: do niedawna miasta widma – mówi Irek Wronowicz, który razem z żoną i dwoma synami przyjechał na zlot z Wielkopolski.
Opancerzona miłość
Do końca II wojny światowej w mieście-poligonie zbudowanym przez Niemców w latach 30. szkolił się Wehrmacht, a później stacjonowała dywizja pancerna Armii Czerwonej. Dopiero w 1993 roku, po wyjściu Rosjan, miejscowość pojawiła się na mapach i została otwarta dla cywilów. 12 lat temu grupa miłośników historii postanowiła wykorzystać garnizonową przeszłość miasta. Z imprezy udało się stworzyć prawdziwą markę i przyciągać pasjonatów z całej Europy.
– Pierwsze skojarzenie z czołgami: coś, co budzi grozę. Nic dziwnego, w końcu zostały skonstruowane do zabijania. Ale uczestnicy zlotu to ludzie, których mniej interesuje celowanie, a bardziej moc i mechanizmy. Czołgi to skomplikowane pojazdy i poznanie ich, opanowanie, niezbędne umiejętności techniczne budzą w środowisku prawdziwe uznanie – mówi Wiesław Bartoszek, komandor zlotu.
Robert Zawrotniak jest szczęśliwym posiadaczem urala 375 d, 4,5-tonowej ciężarówki wielozadaniowej. – Niemała maszyna i nieco paliwożerna, jakieś 30–40 litrów na 100 km – przyznaje ze śmiechem. Zaraził go tym przyjaciel, przywożąc na jeden z pierwszych zlotów do Bornego. – Sąsiedzi już się przyzwyczaili, że mają obok takiego wariata. Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie robi, ale jak widać, jest nas sporo – dodaje mechanik z Ustki.
Nie tylko duzi chłopcy kochają wielkie maszyny. Czternastoletni Dan z Tarnowa Podgórnego miłość do gąsienic ma po ojcu. – Tata ma swój czołg, a ja mam saurera SPZ A1, transporter opancerzony – mówi, wycierając umorusaną twarz. Jest jednym z najmłodszych kierowców pojazdów wojskowych i jednym z najlepszych. – Nie jest trudny w prowadzeniu, to automat, jak zabawka dla dzieci. Trochę kurzu, brudu i hałasu jest, ale warto – mówi chłopak. Dana najbardziej fascynuje to, co kryje się pod pancerzem. – Mechanizmy są świetne! Właściwie to z tatą spędzamy cały rok przy naszych sprzętach, żeby mieć jakąś frajdę, móc przez tydzień pojeździć – opowiada.
Na razie marzy o tym, żeby być mechanikiem, ale nie wyklucza, że pomyśli i o tym, żeby w przyszłości konstruować takie maszyny.
I podkowy
Zgodnie z nazwą imprezy nie mogło zabraknąć też w Bornem podków. Kawalerzyści z Chełma, którzy kultywują tradycje Pomorskiej Brygady Kawalerii 8. Pułku Strzelców Konnych zaprezentowali pokazy prawdziwie ułańskiej fantazji.
– Na szczęście są tacy ludzie i dbają o ciągłość historyczną polskich tradycji wojskowych. Ci prawdziwi, przedwojenni kawalerzyści może jeszcze żyją, ale jest ich niewielu. Takie grupy rekonstrukcyjne kultywują ich tradycję – mówi Jerzy Hanisz z Chełmna. – Polscy kawalerzyści kojarzą się z ułańską fantazją, brawurą, graniczącą czasami nawet z szaleństwem, ale także z wielkim honorem. Nie mówiąc już o oficerach, którzy wyrastali ponad przeciętność w swoich postawach moralnych, w patriotyzmie, w godności noszenia munduru polskiego wojska odradzającego się w niezwykle trudnych warunkach. Byli trzonem naszej kadry oficerskiej. Opowiadanie o nich i ludziach, którymi dowodzili, jest naszą powinnością. Dlatego ta koncepcja organizatorów zlotów w Bornem Sulinowie jest tak fantastyczna. Nie znając naszej przeszłości, będziemy mali, niedojrzali – opowiada z pasją.
Podczas zlotu można było obejrzeć także dioramy, pokazy grup rekonstrukcyjnych, wystawy, posłuchać koncertów lub dokonać zakupów niemal wszelkiego wyposażenia: od wybijanych na miejscu nieśmiertelników po polowe mundury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |