Kobiety z pogranicza

Od 2011 roku Liban, kraj wielkości województwa świętokrzyskiego, przyjął prawie 1,2 mln uchodźców z Syrii. To prawie tyle samo co wszystkie kraje Unii Europejskiej.

Uchodźcy mówią wprost: Bóg zesłał Polaków. Na pograniczu libańsko-syryjskim działa program Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Korzysta z niego wiele samotnych kobiet z dziećmi.

Wiara

Jasny pokój jednego z niewykończonych domów w Kherbit Daoud, na pograniczu libańsko-syryjskim. Od miesiąca mieszkają tu cztery kobiety i pięcioro dzieci. Maluchy płaczą i uciekają na dźwięk przelatującego samolotu. Wszystkie mieszkanki tego pokoju są wdowami. Ich mężów zabrała wojna. – Mojego rozstrzelano… Mojego zabili w więzieniu. Mój zginął w bombardowaniu… – wymieniają.

Dziewczyny w czarnych chustach siedzą w milczeniu. Mają oczy podkrążone od płaczu i z niewyspania. Najmłodsze z nich mają po dwadzieścia lat, ale uważają, że dla nich życie już się skończyło. – Nigdy już nie wyjdziemy za mąż – oświadcza 23-letnia Fatme.

Pobliskie garaże i pustostany są pełne samotnych kobiet. Konkurencja jest ogromna, a wzięcie pod opiekę wdowy z dziećmi to wydatek ponad możliwości większości syryjskich kawalerów. – Nie mam marzeń. To byłaby bezczelność. I tak cudem przeżyliśmy. Uciekałyśmy do Libanu lasami. Allah nas uratował. Nie śmiem go prosić o więcej – dodaje El Ham.

Jedna z kobiet wyraźnie się wyróżnia. Khaldiye jest wysoka i postawna jak mężczyzna. Na ręce ma męski zegarek ze sztucznego złota. Włosy zakryła chustą, jak zwykły robić muzułmańskie kobiety, ale zamiast sukni ma na sobie znoszony dres. Mówi niskim, zachrypniętym głosem. Gdy zaczęła się rewolucja, mieszkała w wiosce Al-Zarah na północnym wschodzie prowincji Homs. Na początku syryjskiego powstania miasto Homs było jednym z ośrodków oporu przeciwko rządom Asada. Dyktator postanowił stłamsić rewolucję w zarodku. Zdjęcia ze zrujnowanego Homs można teraz porównać do Warszawy w 1944 roku. Ale tu powstanie zamiast 63 dni trwało prawie trzy lata. – Dziękowaliśmy Bogu, gdy ostrzał z moździerzy ustawał i udawało się przynieść wodę ze źródła. Zbierałam też zioła. Zupa z nich nie jest taka zła – wzrusza ramionami. Była jedną z nielicznych pielęgniarek w wiosce. Chorzy i ranni zaczęli przychodzić do niej po pomoc. Gdy armia wkroczyła do wioski, Khaldiye uciekła do lasu. A kiedy po kilku dniach wyszła na drogę, trafiła na checkpoint żołnierzy Asada. Okazało się, że mają jej nazwisko na liście osób związanych z powstaniem. – Tłumaczyłam, że nie pomagałam rebeliantom. I tak miałam za dużo roboty z chorymi i rannymi dziećmi. Wolna Armia Syryjska miała zresztą własnych medyków – wyjaśnia. Żołnierze szybko wyjaśnili jej nowe prawo. – Pomagałaś ludziom, którzy nie powinni żyć. Dlatego teraz sama umrzesz – usłyszała i trafiła do więzienia w Homs. Spędziła tam 3 lata – w kilkunastometrowym pomieszczeniu, gdzie razem z nią tłoczyło się czterdzieści innych kobiet. Nie było miejsca, by wszystkie mogły leżeć, więc sypiały na zmianę. Jedne wyciągnięto z domów za to, że członkowie ich rodziny brali udział w powstaniu, inne aresztowano podczas protestów lub na checkpointach, jak Khaldiye. Wśród uwięzionych wrogów Asada były dwie dziewięcioletnie dziewczynki.

Przez małą dziurę w ścianie było widać, co dzieje się w męskiej celi. Pewnego dnia torturowano trzydziestu mężczyzn. Krzyczeli wszyscy naraz, jednym głosem jak nie z tego świata. – To zło stało się, bo ludzie nie mieli Boga w sercu – opowiadając, Khaldiye patrzy pustym wzrokiem w ścianę. Z pobliskiego meczetu słychać nawoływanie imama do południowej modlitwy. Ale ona go nie słyszy, wróciła do wspomnień z Syrii. Dopiero śmiech dzieci wyprowadza ją z transu.

Co noc Khaldiye śni się, że znowu jest torturowana. Przez sen zachrypniętym głosem wykrzykuje tylko jedno słowo – „nie”. To odpowiedź, której udzielała podczas przesłuchań.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie