Ale podróż! „Gościniec” dostarczy emocji każdej rodzinie w niejeden wieczór.
Gry, w których trzeba było wcielić się w postać walczącą ze złem w mrocznych sceneriach wymyślonych światów, zajmowały Jacka Małkowskiego przez 15 lat. Wiele razy prowadził on graczy w przygody tak emocjonujące i wciągające, że trwały do białego rana. Wtedy żył z dala od Kościoła. Dopiero żona Ewa otworzyła go na Boga. I ksiądz, który przez pół roku prostował mity, jakimi Jacek się karmił, cierpliwie odpowiadał na zarzuty i pytania o wiarę.
Kilka lat temu Jacek zabrał się za projektowanie zupełnie innej gry. Takiej, w której nie chodzi o rywalizację, ale o kooperację. Która nie rozgrywa się w wymyślonych, magicznych krainach, lecz w realnym, starożytnym, pełnym tajemnic świecie. Gdzie gracz nie wciela się w czarnoksiężników, elfy, wróżki i demony, ale pozostaje sobą. I w której o kolejnym kroku decyduje nie liczba oczek na kostce, ale wybór oparty na osobistym doświadczeniu. A jego konsekwencje odczuwa się na własnej skórze.
Spore, ciężkie (2 kg!) pudełko kryje 8 kart podróży, 40 kart wyboru, 50 kart wiedzy, żetony ekwipunku, drewniane koło i… książkę. Ale żeby zacząć grać, wystarczy przejrzeć kilka stron. Księga sama poprowadzi przez kolejne przygody. Ze strony gragosciniec.pl można pobrać bezpłatnie krótkie scenariusze i zrealizować je w gronie rodziny i przyjaciół.
Babciu, na pomoc!
„Gościniec. Przez czas i przestrzeń” przenosi nas o dwa tysiące lat wstecz. Stajemy się wędrowcami, którzy na zaproszenie archanioła Rafaela starają się dotrzeć do stajenki, by oddać hołd Dzieciątku i… spotkać się ze Świętą Rodziną przy wspólnej wieczerzy!
Osoba prowadząca rozgrywkę, tzw. mistrz gry, prosi drużynę o zamknięcie oczu i odczytuje osobisty list. „W podróży będziecie mogli się zmierzyć z samym sobą. Wyzwania, które napotkacie, będą prawdziwe – odczujecie zmęczenie i radość, być może ból, a nawet strach. Czym będzie dla was ta podróż? To się okaże. Dla niektórych będzie to tylko zabawa, dla innych – osobiste przeżycie, tak silne, że aż prawdziwe”.
Jacek Małkowski chciał stworzyć grę, po której każdy będzie mógł powiedzieć: chrześcijaństwo jest super. Ale jednocześnie rozrywkę, po którą sięgną też niewierzący. By po rozgrywce zacząć zadawać pytania. Jedni i drudzy staną kiedyś u betlejemskiego żłóbka. Bagaż, który przyniosą, będzie darem dla Dzieciątka oraz dla Maryi i Józefa.
„Gościniec” to bardzo życiowa gra. Gdy jednego z uczestników ugryzie wąż, pozostali będą musieli unieść go i utrzymać. A jeśli wśród grających jest wujek, który waży więcej, niż mogą unieść? Kto pomoże? Cenne może być doświadczenie babci albo spryt 10-latka. Gdy trzeba biec, uderzając kolanami w wyciągnięte dłonie, fizyczne zmęczenie spotęguje emocje. Tak samo jak próba uwolnienia się z rąk zbójców, gdy gracze, siedząc z rękami z tyłu, w kole, będą próbowali jak najszybciej rozwiązać „gordyjski węzeł”. Specjalną rekomendację grze postanowił wydać nawet Zespół Konferencji Episkopatu Polski ds. Nowej Ewangelizacji.
Podróż to tylko chwila
Uczestnicy mają odczuć trudy podróży wszystkimi zmysłami. Dlatego zamykają oczy, by poczuć się jak na targu w Betsaidzie. Nagle zobaczą 6-latka, który ciągnie za płaszcz. Czy pokaże, gdzie najtaniej kupić ryby, czy ma zupełnie inny plan? Gdy zacznie uciekać, drużyna ma pięć sekund na decyzję: gonić go czy nie? Presja czasu wywołuje dreszcze. Ale godziny spędzone przy „Gościńcu” wydają się jedynie chwilą.
Jacek Małkowski jest trenerem biznesu. Z żoną, pedagogiem, doszli do wniosku, że współczesna rozrywka niszczy rodzinne więzi, wciskając w rękę każdemu dziecku tablet i komórkę, kusząc setkami kanałów w telewizji i bezkresnym światem internetu. Do tej gry trzeba usiąść razem. I każdy w niej pozostaje sobą: dziecko – dzieckiem, rodzic – rodzicem, senior – seniorem. Ze swoimi talentami i ograniczeniami. Prowadzący ma przed sobą pięknie wydaną księgę przygód – zapis wszystkich scenariuszy gry (w sumie 32), z których każdy jest osobną przygodą. W którą stronę pójść? Czasem na decyzję gracze mają dwie minuty, czasem kilkanaście sekund. Ale głos każdego liczy się tak samo. I każdy dostaje tylko jedną instrukcję: usiądź i baw się świetnie!
Siedem godzin z Rafaelem
Przez pierwszy rok rozeszła się całość pierwszej edycji – 2 tys. egzemplarzy! I to głównie dzięki „szeptanemu marketingowi”. Gra trafiła nie tylko do rodzin, ale także do domów zakonnych czy seminariów. Ksiądz Jarosław Kotula z warszawskiej parafii Opatrzności Bożej w Wilanowie zabiera grę na spotkania z ministrantami. Joanna Woroniecka-Gucza, mama czworga dzieci, podkreśla, że to pierwsza gra, w której nikt nie przegrywa, nie obraża się, nie płacze. W dodatku łączy pokolenia, a sama gra nie nudzi się nawet po dziesiątkach rozgrywek. Jej rodzinie, w której są zarówno 6-, jak i 19-latek, zdarzyło się kiedyś spędzić z „Gościńcem” siedem godzin. Dziś gra trafiła również na rynek amerykański, a pozytywne recenzje pojawiły się nie tylko w katolickiej sieci telewizyjnej EWTN, ale także na stronach rekomendujących wartościową rozrywkę, zgodną z ideami chrześcijańskimi. Niedawno zakończyła się przedsprzedaż drugiej polskiej edycji, a gra jest już dostępna w wolnej sprzedaży.
W pojedynkę się nie wygra
Przewodnikiem po „Gościńcu” jest archanioł Rafael. To on otwiera graczom wrota czasu i przestrzeni oraz obdarowuje niezbędnym ekwipunkiem. Jeżeli drużyna wpadnie w poważne tarapaty – poda pomocną dłoń. W „Gościńcu” można znaleźć wiele postaci biblijnych: 7-letnią Marię z Magdali, o wielkich zielonych oczach i kruczoczarnych włosach, czy Mędrców, w których chrześcijanin bez trudu rozpozna Trzech Króli. Ale zbierając punkty doświadczenia i ekwipunku, musimy postępować ostrożnie. Czasem trzeba będzie odnaleźć ukryte w pokoju przedmioty, innym razem – zbudować wysoką wieżę z papieru, odtworzyć wzór czy wyjaśnić biblijne frazy. Drużynowe wyzwania zwinności, odwagi czy pamięci pojawią się podczas spotkania z Rzymianami i watahą wilków, a także w trakcie najeżonej niebezpieczeństwami przeprawy przez Przełęcz Palącego Słońca. Tę drogę można przejść tylko dzięki współpracy całej drużyny. Jak w życiu: do nieba raczej trudno dostać się, licząc tylko na własne siły. Ale każdy dotrze tam z własnym bagażem doświadczeń.