Dwadzieścia pięć lat pracy w lubelskim seminarium duchownym sprawiło, że ten dom traktowała jak swój własny. S. Teresa Ksyta zapisała się w pamięci wielu kapłanów swoim uśmiechem, pokojem i gotowością do pomocy każdemu.
W zakonie nosiła imię Honorata od Przenajświętszego Sakramentu. Odkąd odkryła powołanie, w każdej sprawie i tej małej codziennej i w wielkich wydarzeniach uciekała się do Jezusa przez Maryję.
Wychowała się w rodzinie, w której codziennie śpiewało się Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP a w wielkim poście Gorzkie Żale. Będąc dzieckiem, jak wspominała, miała kontakty z siostrami szarytkami, które były w Opocznie. Myślała, że wstąpi do tego zgromadzenia. Stało się jednak inaczej. Po rozważeniu różnych opcji Teresa postanowiła wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Służek NMP Niepokalanej, bo jak mówiła: „Mariówka jest blisko”.
Lata formacji i pracy na różnych placówkach przypadły na okres trudny dla kościoła. Władze komunistyczne więziły Prymasa i aresztowały obraz Matki Bożej. S. Teresa, pracując w Domu Prowincjalnym, często była posyłana na różne zastępstwa, gdy siostry musiały odejść od obowiązku, aby mieć czas na naukę lub z innych powodów. Ponieważ była osobą dyspozycyjną, sprawną i dokładną w wykonywanych pracach, przełożeni posyłali ją do pomocy w przygotowywaniu różnych uroczystości religijnych. Była między innymi przy obsłudze posiłków dla biskupów i księży uczestniczących w peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Radomiu. W dniu, kiedy obraz wykradziony z Jasnej Góry wrócił na szlak nawiedzenia, to ona została poproszona przez ks. biskupa Piotra Gołębiowskiego, aby zatroszczyła się o potrzeby prymasa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego.
W czasie, gdy zastępowała jedną z sióstr w domu biskupim w Kielcach, ku swemu zaskoczeniu, została poproszona o uczestniczenie w pewnej niezwykłej misji. Był to okres, kiedy władze komunistyczne prześladowały ks. biskupa Czesława Kaczmarka, a ks. prymas Stefan Wyszyński był w więzieniu. Trzeba było pojechać do Częstochowy, aby zawieźć ważne papiery mające dotrzeć do prymasa. Ksiądz biskup Kaczmarek, korzystając z pośrednictwa zaufanych kapłanów, wysłał siostrę z paczką zawierającą te dokumenty. Nie wiedziała, co tam jest. Dwaj księża ubrani po cywilnemu zawieźli s. Teresę na dworzec kolejowy w Kielcach. Na dworcu trzymali się daleko od niej. Wprowadzili ją do wagonu, postawili paczkę pod ławką po stronie przeciwnej, niż ta na której ona usiadła tak, aby mogła ją obserwować. Zgodnie z instrukcją miała się do niej nie przyznawać. Gdyby paczka wzbudziła zainteresowanie i ktoś się dopytywał o nią, trzeba było powiedzieć, że nic o niej nie wie. Nie powiedziano jej, co będzie dalej, ani kto ją odbierze i co ma zrobić, gdyby nikt jej nie odebrał w Częstochowie. Z ulgą przyjęła fakt, że gdy tylko zajechała na miejsce, do wagonu weszły dwie panie z instytutu prymasowskiego i zabrały pakunek. Tylko ruchem głowy dały znak, aby siostra poszła za nimi. Poczęstowały ją obiadem w pomieszczeniach piwnicznych, zachowując wszelką dyskrecję, nie informując zupełnie o niczym ani gdzie się znajdują, ani kim są. Dopiero wiele lat później, w czasie kolejnego spotkania w Częstochowie, siostra dowiedziała się, że te panie są z instytutu prymasowskiego.
We wrześniu1974 r. została wysłana na rok do pracy w Domu Księży Emerytów w Lublinie. Od 1975 r. pracowała w kuchni Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie. Po trzech latach powierzono jej posługę w refektarzu księży profesorów, gdzie pracowała do 2000 r. Dwadzieścia pięć lat pracy w lubelskim seminarium duchownym sprawiło, że ten dom traktowała jak swój własny. Na specyfikę posługi siostry Teresy miał wpływ ksiądz rektor Mieczysław Brzozowski, znany duszpasterz młodzieży akademickiej i NSZZ „Solidarność”, rektor WSD w latach 1982-1991. Mówił jej, że młodzi chłopcy przychodzący do seminarium, są oderwani od domów rodzinnych, tęsknią, czują się tu obco, potrzebują troski i serdeczności. Prosił, aby na miarę swych możliwości, okazała im swą pomoc w różnych codziennych sprawach. I rzeczywiście, klerycy przychodzili do niej, a to z porwaną komżą, a to z niedoprasowanymi spodniami potrzebnymi do uroczystej celebry. Czuli dobroć siostry, dlatego przychodzili z różnymi drobnymi sprawami, które wydawały się im zbyt trudne. Znała całe pokolenia księży, którzy wracając do seminarium chętnie przychodzili, aby powspominać, okazać swą wdzięczność za życzliwość odczuwaną w czasie ich pobytu w seminarium. Potem, już w czasie pobytu w Nałęczowie, obejmowała swą gorliwą modlitwą sprawy domu seminaryjnego, znajomych księży, a przede wszystkim biskupów archidiecezji lubelskiej.
Ostatni okres życia siostry Teresy jest związany z Domem Rekolekcyjnym i Wypoczynkowym PROMIEŃ prowadzonym przez Zgromadzenie w Nałęczowie. Wspierała to dzieło pomagając siostrom w kuchni, choć jej możliwości fizyczne nie były już takie, jak dawniej. Więcej czasu poświęcała na modlitwę, na przebywanie z Panem Jezusem w kaplicy. Zawsze żywo interesowała się sprawami wspólnoty, chętnie zatrzymywała się z gośćmi wysłuchiwała ich opowieści, otaczała modlitwą. Przedstawiała ich problemy Bogu, prosząc oto, co było im potrzebne.
Zmarła w szpitalu w Poniatowej 29 października 2020 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |