Fragment książki "Kanalie też mają duszę" wydanej nakładem wydawnictwa Promic. To autentyczna historia - zapis długiej i trudnej drogi do ocalenia dwunastoletniego dziecka paryskiej ulicy.
Trudy życia wcześnie go dopadły. Mieszkanie na dziko, często ulica, parki, potem Londyn – traumatyczne zatrzymanie i pobyt w areszcie, następnie Belgia – niekończące się problemy z policją, godziny spędzone w komisariatach...
I prawie zawsze łzy:
− Same leciały. Płakałem i zdawało mi się, że zaraz głowa mi wybuchnie. Od świtu do nocy myślałem o tym wszystkim, aż mi się chciało rzygać...
Jest smutny. Obserwuję go, siedząc przy nim na łóżku, z dłońmi splecionymi jak do modlitwy. Ma wzrok przyćmiony rozpaczą, zmęczeniem i opuszczeniem, cieniem kładzie się na nim cały brud ulic. Rezygnując z właściwej synom Zachodu przesadnej wstydliwości, pytam:
− Wiesz, że wierzę w Boga?
− Tak, mówiłeś wczoraj.
− Gabrielu...
Patrzę na chłopca z czułością i uświadamiam sobie, że po raz pierwszy zwróciłem się do niego po imieniu. Odezwałem się do niego imieniem, które jest jak płaszcz tajemnicy.
− ...będę się za ciebie modlił. Ty też powinieneś prosić Boga, żeby was z tego wyciągnął.
− Kiedy jest naprawdę źle, czasami chyba o tym myślę. Ale ja nie jestem chrześcijaninem!
Wyjmuję z kieszeni i podaję mu mały krzyżyk wraz z modlitwą, którą zawsze będzie nosił przy sobie. Dwa dni później on podarował mi krzyżyk wycięty z jakiejś deski przez Dejana, zaprzyjaźnionego kloszarda z ulicy Faubourg Saint-Antoine, który z kolei ja zachowałem.
Podczas naszej rozmowy ton głosu chłopca nasuwa jednoznaczną diagnozę jego problemu: cierpi na pewien szczególny rodzaj nienawiści do społeczeństwa – nienawiści drążącej duszę skuteczniej niż rdza metal. Ów problem w oczach psychologa mógłby czynić z niego wręcz interesujący przypadek socjopatii.
Ja wiem, że mroki ludzkiej duszy mogą ustąpić wobec nawet najsłabszego promienia światła. „Zabiję ich albo im przebaczę” – oznajmił przy naszym pierwszym spotkaniu. Rozumiem już, że brzemię, które dźwiga, nie jest lekkie, że dzieciak na swój sposób jest zdziczały. Zatem i ja będę musiał stać się dzikusem dla tego dzikusa, gawroszem dla tego syna ulicy, tułaczem dla tego bezdomnego – a wszystko po to, żeby zdobyć go dla Chrystusa. Z godziny na godzinę coraz lepiej pojmuję, że obdarzenie Gabriela miłością Boga nie jest jakąś ewentualnością czy próbą odzyskania czegoś, ponieważ niezbywalnym prawem tego stworzenia jest dowiedzieć się, że ma swojego wiecznego Stwórcę.
Niebieski ptak, za którego staję się odpowiedzialny, nosi ślady bezwzględnego świata dzieciaków zranionych i puszczonych kantem przez życie. Zwłaszcza ulica odcisnęła w jego sercu głębokie piętno... Przyzna to później wielokrotnie, jak w liście z 1998 roku, w którym stwierdził wprost: „Mam syndrom ulicy”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |