Drzewa subtelnie poddawały się podmuchom wiatru. Ławka w kolorze ugotowanych buraków i stylowa latarnia przy uroczej alejce dopełniały parkowego obrazu. Nieopodal kręcił się typowy miejski gołąb.
Zachodzimy czasem z Mężem do piekarni zwanej przez nas "Pod smokiem" ze względu na znajdującą się nad wejściem rzeźbę. To przycupnięty na ścianie kamienicy piękny, ale i straszny zarazem rozdziawiony smok.
Pracuje tam Ukrainka, z którą zamieniamy zazwyczaj kilka słów. Kiedy dowiedzieliśmy się, że pochodzi z Połtawy, obejrzeliśmy jeden z wielu dostępnych na Youtub'ie filmików o tym mieście. Pod koniec wirtualnej wycieczki nasz ukraiński przewodnik stanął pośrodku parku i uderzył w filozoficzny ton.
Otaczające go drzewa subtelnie poddawały się podmuchom wiatru. Ławka w kolorze ugotowanych buraków i stylowa latarnia przy uroczej alejce dopełniały parkowego obrazu. Nieopodal kręcił się typowy miejski gołąb.
Ukrainiec zaczął przedstawiać swój pogląd na funkcjonowanie miasta, czemu towarzyszyła coraz gwałtowniejsza gestykulacja. Gołąb się zainteresował i podszedł bliżej. Przyleciały dwa kolejne, myśląc zapewne, że ten człowiek na środku rzuca coś smacznego. A on z zapałem przeszedł do kwestii gospodarczych Połtawy, machając przy tym zamaszyście rękami.
Teraz pojawiło się z dziesięć gołębi, zainteresowanych zainteresowaniem swoich skrzydlatych pobratymców. I tak sprawa się rozwijała, aż Ukrainiec wytrząsnął z siebie definitywnie kończące tę żywiołową wypowiedź słowa, rozrzucając po raz ostatni niewidzialne ziarna. Nieświadomego rozgrywającej się na drugim planie akcji otaczało już stado zdezorientowanych całą sytuacją gołębi.
No bo gdzie to jedzenie?
*
Tekst z cyklu Spotkania z przyrodą
Roman Koszowski / Foto Gość Bytom. Smok na elewacji kamienicy stojącej na rogu ulic Drzymały i Piłsudskiego.