Od czasu do czasu dobrze jest posłuchać dźwięcznych ptasich melodii, zwłaszcza wśród drzew, przymknąć oczy i zanurzyć się w wyciszeniu, do którego prowadzą te dźwięki.
Na placu Słowiańskim zadzieraliśmy wraz z innymi przechodniami głowy, wypatrując biednego kotka, który nie potrafi zejść z wysokiego drzewa. Słyszeliśmy wyraźnie przeraźliwe miauczenie przerażonego futrzaka. Słyszeliśmy, ale nie widzieliśmy. To było wczesną wiosną. Wprawdzie liście jeszcze się nie pojawiły, ale gęste i rozwidlone gałęzie nie ułatwiały przeczesywania wzrokiem drzewa w poszukiwaniu nierozważnego kota. Ktoś chciał już wzywać straż pożarną, pies z głośnym szczekaniem wyrywał się jednej pani ze smyczy, a ja skorzystałam z pomocy monokulara. Jakież było moje zdziwienie, gdy na gałęzi dostrzegłam nie skomlącego kota, ale miauczącą sójkę, która wystrychnęła nas na dudka. Sójki, jak i inne krukowate, potrafią naśladować odgłosy przeróżnych ptaków i zwierząt. Tej sójce udało się to doskonale.
Czy to w domu, czy na spacerze niesamowitą radość sprawia mi popiskiwanie jerzyków. Kiedy tylko pojawią się wiosną, od razu zajmują przestrzeń powietrzną nad i między kamienicami. Latają bardzo szybko, przekrzykując się przy tym głośno. Ich okrzyki są dla mnie nierozerwalnie związane z najcieplejszymi i najobfitszymi w zieleń i zapachy miesiącami. Kiedy tylko w sierpniu odlecą do cieplejszych krajów, robi się podniebna i dźwiękowa pustka zapowiadająca coraz krótsze i chłodniejsze dni.
Mając za sąsiadów gołębie, które zasiedliły pobliski balkon, zrozumiałe jest, że budzi mnie przyjemne gruchanie. Głośniejsze jednak są kawki i sroki kłócące się od samego rana. Przelatują to na drzewa, to na dachy domów, robiąc przy tym niesłychany hałas. Sroki mają w swoim repertuarze dodatkowo odgłos karabinu maszynowego. Nie sprawia to miłego wrażenia, zwłaszcza w kontekście toczącej się tuż obok nas wojny.
Niektóre ptaki znam tylko ze słyszenia. Wiem na przykład, gdzie można usłyszeć charakterystyczną kukułkę, czy też kapturkę. Zobaczenie ich na żywo jest jeszcze przede mną. Podczas spacerów pomocna jest aplikacja rozpoznająca ptasie głosy. Na niewielkim skwerku usłyszeliśmy kiedyś ciekawy i nowy dla nas śpiew, aplikacja wskazała na piegżę. I rzeczywiście chwilę później udało się ją dostrzec. Małe, a cieszy.
Od czasu do czasu dobrze jest posłuchać dźwięcznych ptasich melodii, zwłaszcza wśród drzew, przymknąć oczy i zanurzyć się w wyciszeniu, do którego prowadzą te dźwięki. Ptasi śpiew może też inspirować. Ciekawym przykładem jest tu dwudziestowieczny francuski kompozytor Olivier Messiaen. Mówił o sobie, że jest ornitologiem i i rytmikiem. Zapisywał śpiewy ptaków w różnych porach dnia i warunkach atmosferycznych. Nawiązywał do nich w wielu swoich kompozycjach. Najważniejszym dziełem "ornitologicznym" tego twórcy jest Catalogue d'oiseaux (Katalog ptaków). Zawiera trzynaście utworów fortepianowych, każdy poświęcony innemu ptakowi. Proponuję posłuchać La buse variable dotyczącej myszołowa:
Przy pisaniu korzystałam z książki: Małgorzaty Kowalskiej "ABC historii muzyki". Kraków 2001.
*
Tekst z cyklu Spotkania z przyrodą