Już od połowy wakacji stery nad przyrodą niespiesznie przejmowała jesień. Kawałek po kawałeczku wydzierała latu oznaki panowania. I stało się.
Słońce nie tak ochoczo wstaje skoro świt, a i szybciej zachodzi. Chłód owija się rankiem wokół szyi, a jerzyki odleciały i zrobiło się dziwnie cicho na niebie. Wszak od wiosny okupowały one przestrzeń powietrzną, szybkie, zwinne i szczebiotliwe. Przez niebo wysoko przetaczają się ociężałe huczące samoloty, które niestety nie migrują na zimę do ciepłych krajów.
Jarzębina od dawna się czerwieni, pada deszcz żołędzi, a kasztanowe kolczaste kule wielkie i napompowane z siłą uderzają o ziemię, uwalniając tak przyjemne w dotyku i pożądane przez dzieci kasztany. Brązowawe liście drzew błąkają się po ulicach, a trawa straciła już swą ożywczą intensywność zieleni. Kwitną za to kwiaty w ogródkach i na balkonach, wyrośnięte, dojrzałe, w pełni swych żywotnych sił. Fasolowe strąki wraz z czerwonymi jej kwiatkami ozdabiają teraz nasz mikroskopijny balkon. Sprawdzam regularnie prognozę pogody, żeby zdążyć schować wybornie kwitnące pelargonie przed nocnymi przymrozkami.
Ze zdziwieniem odkryliśmy z Mężem na pobliskim placu Akademickim sporo drzew owocowych, m.in. wiśnie i jabłonie. A jedno drzewo obwieszone jest rajskimi jabłuszkami, które w zasadzie wyglądają jak wiśnie. W środku owocu znajduje się jednak gniazdo nasienne charakterystyczne dla jabłka. Z tych drzew owocowych chętnie korzystają ptaki, a i nam jest na nie przyjemnie popatrzeć i obserwować, co też na nich rośnie.
Szkoda tylko, że rozłożysta wierzba płacząca nie wytrzymała pod naporem ulewnego jesiennego deszczu. Powalona leżała potem w plątaninie wiotkich gałązek wyglądających jak długie zielone włosy. Poza wielkim pniem pozostała w tej części placu pustka, którą nieprędko uda się zapełnić.
*
Tekst z cyklu Spotkania z przyrodą