– Z kardynałem Wyszyńskim spotykałem się jako kleryk podczas jego odwiedzin w seminarium. A już tak bardziej osobiście po moim wyjściu z więzienia w 1966 r. – mówi ks. infułat Stanisław Bogdanowicz.
Był wrzesień 1939 r. Ksiądz Stefan Wyszyński uciekał wtedy z włocławskimi klerykami na wschód do Lublina, licząc, że diakoni będą tam mogli przyjąć święcenia kapłańskie. Po ataku Sowietów na Polskę 17 września wędrował znów na zachód. Któregoś dnia zmęczony usiadł w rowie, wyspowiadał polskiego żołnierza i jego uwagę zwrócił człowiek, który nie zważając na ostrzał, siał. – Po skończonej spowiedzi podszedł do siewcy, pytając: „Co pan robi?!”. Rolnik odpowiedział: „Proszę księdza, jeśli to zboże zostanie w spichrzu, to spłonie i nikt nie będzie miał z niego pożytku. A jak je wsieję w ziemię, to z tej mąki zawsze ktoś chleb będzie miał” – wspomina Iwona Czarcińska. Wydarzenie zapadło głęboko w umysł młodego księdza. Później i on sam będzie siał słowa nadziei w czasie beznadziei. Także u nas, na Pomorzu, gdzie jako prymas Polski przyjeżdżał aż jedenaście razy. Po raz pierwszy przed aresztowaniem w 1952 r., a po raz ostatni w 1978 r.
Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz zdał relację z pobytu w więzieniu na prośbę ówczesnego ordynariusza gdańskiego ks. bp. Edmunda Nowickiego. – Dla mnie było to swoiste wynagrodzenie za to, że mnie tam trochę skopali w warunkach więziennych… Potraktował mnie po ojcowsku – wspomina jak zawsze uśmiechnięty. Władze komunistyczne traktowały każdą wizytę ze szczególną uwagą. Mobilizowały liczne szeregi kapusiów i prowadziły dokładną inwigilację. – Wizyty prymasa zawsze wiązały się z ważnymi wydarzeniami Kościoła gdańskiego – podkreśla ks. infułat, autor monografii „Miasto najwierniejsze. Prymas Tysiąclecia do mieszkańców Gdańska”.
Po raz pierwszy kard. Wyszyński przebywał w mieście nad Motławą od 8 do 10 czerwca 1952 r. Udzielił wówczas pierwszych po wojnie święceń kapłańskich czterem gdańskim diakonom, a także sakramentu bierzmowania w bazylice św. Mikołaja w Gdańsku, we Wrzeszczu, Oliwie, Sopocie i Nowym Stawie. To niełatwe do przełknięcia dla komunistów wydarzenie relacjonował dla centrali sam pierwszy sekretarz KW PZPR w Gdańsku, towarzysz Jan Trusz: „O godz. 11 prymas miał zasadnicze kazanie na temat trójcy świętej, w którym m. innymi powiedział, że sprawa pokoju może być zachowana wokół świętej trójcy, że potrzebna jest miłość między narodami, mówił o równości wobec boga biednych i bogatych, królów, urzędników i prezydentów, mówiąc przy tym, że bóg dał bogactwa zamożnych po to, ażeby je dzielili między ludźmi. W sumie przemówienie to było dwulicowo-wredne, jezuickie, jednak bez jawnie wrogich podkreśleń. Na koniec kazał się modlić za boga, ojczyznę i nowo wyświęconych księży” (zachowano pisownię oryginalną). Pomijając polszczyznę tow. Trusza, warto podkreślić, że oszukał swoich warszawskich towarzyszy z KC PZPR, informując, że kard. Stefan Wyszyński „bieżmował” (sic!) w katedrze około 200 dzieci i setkę młodzieży dorosłej. – Z księgi metrykalnej jasno wynika, że bierzmowanych było 860 osób – śmieje się były więzień PRL-u.
Kłamstw jest więcej. Po raz drugi prymas Polski poświęcił w dniach 4–5 stycznia 1958 r. nowo powstałe gdańskie seminarium. Trzeci przyjazd spowodowany był konsekracją biskupa Lecha Kaczmarka (18–19 maja) w 1959 r. w kościele Mariackim. Powiedział wówczas m.in.: „(…) Jesteśmy przekonani, że nasza służba narodowi nie jest złą służbą. Mamy przekonanie osobiste, a z waszych oczu czerpiemy potwierdzenie”. Czwarta wizyta miała miejsce 23 października 1960 r. i związana była z zakończeniem peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Cztery lata później (11–13 kwietnia) prymas Polski ustanowił ordynariuszem gdańskim bp. Edmunda Nowickiego. W tym czasie przemawiał siedem razy. Do mieszkańców Pruszcza Gdańskiego, do dzieci z balkonu kurii biskupiej w Oliwie, do młodzieży akademickiej we Wrzeszczu, w Sopocie, w kościele Mariackim podczas Mszy św. dziękczynnej i wreszcie do sióstr zakonnych oraz gdańskiego duchowieństwa w auli seminaryjnej. W kościele Mariackim wypowiedział znamienne i wzruszające słowa: „Wymowne jest to spotkanie w świątyni Mariackiej. Przypomina ono spotkanie z Góry Kalwaryjskiej. Był czas w dziejach tego miasta i tej świątyni, gdy Chrystus w swoim Kościele jak gdyby skonał, skłaniając swoją głowę w uściskach śmierci. Ale jak pod krzyżem Chrystusa na Kalwarii stała wytrwale i czuwała jego Matka, tak i nad tym miastem czuwały zawsze wyniosłe mury świątyni, której nikt nie śmiał odmówić nazwy: Kościół Mariacki (…)”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |