Teraźniejszość, podobnie jak cała chrześcijańska przeszłość, doszukuje się jakiegoś pokrewieństwa z tą zapieczętowaną, a jednocześnie rozpieczętowaną księgą Pisma.
Dlatego także te obrazy Apokalipsy, które ukazują sąd Boga nad światem, powinny nas skłaniać bardziej do postawy pełnego szacunku milczenia w obliczu ukazującej się w ten sposób miłości Boga, niż do motywowanego ciekawością rozwiązywania zagadek związanych z zaszyfrowanymi liczbami, czy do zarozumiałego odrzucania całości, jako konglomeratu zdezaktualizowanych czy wręcz mitycznych aluzji. Pierwsze rozdziały Apokalipsy, zawierające listy napominające do Kościołów, i ostatnie jej wersety, z okrzykami tęsknoty Ducha i Oblubienicy wyczekującej przyjścia Jezusa, są nazbyt poważne, aktualne i realistyczne, byśmy zawarte w tych ramach obrazy historii rozgrywającej się między niebem i ziemią mogli pomijać jako pozbawione dla nas znaczenia lub niezrozumiałe. Niech te obrazy pozostaną obrazami. Nie ulegajmy pokusie zmieniania ich na jakieś płaskie pojęcia, albo nadawania im sensu konkretnego wydarzenia historycznego. Nie da się zidentyfikować „Gwiazdy-Piołunu" (8, 11) nadającej gorzki smak wodzie z pomocą astronomii, a ogień palący ludzi (16, 8) nie ma nic wspólnego z bombą atomową. Te obrazy mówią coś więcej niż wszystkie nasze „to tylko to". Są to szyfry ciągle większego i dlatego mają większą moc wskazywania rzeczywistości znajdującej się poza nimi niż wszystkie ludzkie słowa, które zawsze pozostają zamknięte w naszej skończoności. Nie odbierajmy tej zapieczętowanej księgi Barankowi i nie próbujmy sami złamać jej pieczęci. Pozostawmy to Barankowi. On jeden ma moc wyjaśnienia nie tylko historii w j ej całości, lecz w j ej obrębie także historii każdego z nas: wyjaśniają w swoim własnym świetle.
Wtedy dopiero wolno nam będzie zaliczyć siebie do opieczętowanych z polecenia nieba i idących za Barankiem. A to zakłada dwie rzeczy: mamy ciągle kroczyć i nigdy się nie zatrzymywać; ani w przekonaniu o naszym własnym wybraniu, ani też przez faryzejskie odłączanie się od nie opieczętowanych. Bo iść za Barankiem znaczy wejść w Jego dynamizm kierujący nas od Ojca do ludzi, i to do „najmniejszego z Jego braci", tego, który ma może na imię Judasz. Wyraźne oddzielanie opieczętowanych przez Boga i naznaczonych znamieniem Bestii w żadnym przypadku nie zostało powierzone nam. W ostatecznym rozrachunku wyraża ono jedynie nieodwołalne opowiedzenie się Boga po stronie świata i oczekiwane od nas opowiedzenie się za Bogiem. Doszukiwanie się w nim „podwójnej predestynacji" stałoby w sprzeczności z duchem całego Nowego Testamentu. W całej Apokalipsie widoczny jest niewątpliwie podział, zgromadzenie dwóch obozów wojska przed stoczeniem ostatniej bitwy. Ta ostatnia księga nie byłaby jednak księgą Baranka, gdyby On sam nie wzniósł się najpierw ponad te zwaśnione obozy, gdyby już wcześniej nie odniósł zwycięstwa, w następstwie którego Jemu pierwszemu została wręczona księga historii świata.
Niezłomność, której cała ta księga domaga się od chrześcijanina, jest przyznaną mu przez Baranka łaską. Chrześcijanin musi ją przyjąć i nią żyć. Jeśli tak uczyni, wtedy łaska wyniesie go też ponad wszelki lęk i wyzwoli od niepewności przeciwstawienia się naporowi zła. O idących za Barankiem Apokalipsa nigdy nie mówi, że pośród katastrof tego świata ogarnia ich lęk. Nawet gdy złu dana zostanie władza zwyciężania wierzących, to również taka ich porażka będzie jedną z form dawania świadectwa (11, 7), po której nastąpi dostrzegalne także dla świata zmartwychwstanie.
W tym końcowym objawieniu chrześcijanin powinien realistycznie spojrzeć w oczy rzeczywistości, która mówi mu, że znajduje się pośrodku walczących ze sobą wyższych od niego mocy, to jest nieba i ziemi, jednak walka ta nie toczy się gdzieś ponad jego głową i nie wolno mu oczekiwać jej wyniku w postawie neutralności. Wymaga ona również jego osobistej decyzji: jeżeli opowie się za Bogiem, wtedy Bóg uczyni go uczestnikiem swego zwycięstwa, które odnosi w Jezusie Chrystusie. Jeśli mimo to ogarnie go lęk, będzie to płodny lęk rodzącej Niewiasty, który zamienia się w radość, gdy narodzi się dziecię (J 16, 21). Pożegnalna mowa Jezusa kończy się akcentem podwójnego realizmu. Widać w niej lęk przed potęgami tego świata, a jednocześnie kojącą pociechę, że potęga Baranka już je pokonała. „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył świat" (J 16, 33).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |