Kraków z Wieliczką, Szczawnica z Krościenkiem, Krynica z Beskidem Sądeckim, Muszyna z Doliną Popradu – to oklepane turystyczne tandemy. – Warto przekraczać granice – mówią w Starym Sączu.
Tarnów, Nowy Sącz i mniejsze ośrodki nadal mają „kompleks Krakowa”. – Często bywa tak, że gdy w regionie pojawiają się jacyś goście, to zaraz na drugi dzień często wywożeni są do Krakowa i Wieliczki. Warto tymczasem pokazywać najbliższe okolice, bo nie mamy się czego wstydzić – uważa Grażyna Leśniak, specjalista promocji z UM w Starym Sączu.
Leżący w widłach Dunajca i Popradu ośrodek wraz ze słowackim miastem partnerskim realizują projekt „Stary Sącz i Lewocza – Karpackie miasteczka z charakterem”, finansowany z Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej. – Oba miasta są kulturalno-historycznymi skarbami wśród miasteczek karpackich, z mnóstwem zabytków architektonicznych, bogatą historią i tradycją. W jednym produkcie turystyki kulturowej mamy bardzo ciekawą propozycję zwiedzania. Jeśli komuś spodobał się Stary Sącz, dobrze będzie się czuł w Lewoczy. I odwrotnie – deklaruje Jacek Lelek, prezes Fundacji Rozwoju Ziem Górskich, partnera projektu.
Paweł jak Wit
Ze Starego Sącza do Lewoczy jedzie się 1,5 godziny. Najpierw uwagę w Lewoczy zwracają najlepiej zachowane na Słowacji mury obronne. Przekraczając bramę, wchodzimy w świat sprzed kilkuset lat. – Kiedy miasto powstało, było równoprawnym partnerem średniowiecznych Krakowa i Norymbergi. To nie tylko pisana historia. Widać ją na każdym kroku. Mamy 365 zabytkowych budynków w najbliższym otoczeniu rynku – mówi Ivan Dunčko, szef wydziału promocji i rozwoju UM Lewocza. Z Anną Lazorovą idziemy „w miasto”.
– Gotycki kościół św. Jakuba. Nasza perła. W nim największy na świecie drewniany, późnogotycki, tryptykowy ołtarz mistrza Pawła z Lewoczy – opowiada z dumą Anna. Dalej renesansowy i pięknie zachowany ratusz, a obok niego pręgierz. Całe ciągi urokliwych kamieniczek z arkadami, a na zachodzie dumnie świecąca w lipcowym słońcu bazylika na Mariańskiej Górze, największe sanktuarium maryjne na Słowacji. Coś jak nasza Częstochowa. - A mistrz Paweł to jak wasz Wit Stwosz - dodaje Anna.
Jest coś do pokazania
- Nie ma co ukrywać, nam jest trudniej niż Lewoczy wymienić tyle miejsc w kategorii „musicie to zobaczyć”. Bez wątpienia klasztor sióstr klarysek, ołtarz papieski z muzeum Jana Pawła II, średniowieczny układ urbanistyczny na naszym rynku, „Dom na Dołkach”. Jest też tu coś nie do pokazania: wyjątkowy klimat. Wyjeżdżając po plenerze malarskim, który tu robimy, jeden z malarzy wyraził chęć powrotu do Starego Sącza, bo to jest „puzderko z bajką” – przypomina Jacek Lelek. Klimat niezwykły mają nawet bardzo współczesne miejsca. – Moim ulubionym jest plac przed ołtarzem. Lubię tam wieczorem po prostu w ciszy posiedzieć na ławce. Ogarnia mnie wtedy niezwykły, błogi spokój – przyznaje Grażyna Leśniak.
W ramach projektu powstała strona internetowa www.starysacz-lewocza.eu - na niej każdy turysta może najpierw wirtualnie pooglądać urokliwe zakątki miasta, a później ściągnąć mobilny przewodnik na swój telefon, zobaczyć na ekranie wszystkie atrakcje obu partnerskich miast. Solidny przewodnik jest gotowy w wersji elektronicznej, jak i książkowej. Z nim zwiedzanie jest łatwe i nie sposób czegoś ważnego przeoczyć.
Stąd jest blisko
Odpowiedź na pytanie, co Lewocza ma ze współpracy ze Starym Sączem, jest prosta. – Mam dane z naszego punktu informacji turystycznej i wynika z nich, że w minionym roku do Lewoczy przyjechało już dwa razy tyle Polaków, co w poprzednich okresach. To jest owoc tego programu, który daje nam kampanię informacyjną po polskiej stronie – przekonuje Ivan Dunčko. Po co Polacy tam jeżdżą? – Kiedyś robiliśmy tam zakupy, ale odkąd Słowacja jest krajem strefy euro, zrobiło się drogo. Zatem nasze wyjazdy to już tylko czysta turystyka, zwiedzanie, poza tym gorące źródła – informuje Grażyna Leśniak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |