Rozpięte na stelażu płótno nie mieści się w prezbiterium. Krzyczy, szepcze, intryguje, porusza, denerwuje – jak Jezus.
– Mając 33 lata, ważyłem 63,5 kg – wspomina ks. Zbigniew Dudek. – Musiałem tyle ważyć, bo tego domagały się przepisy rządzące ringiem – zaskakuje wyznaniem. Rzeczywiście. Rekolekcjonista to były zawodnik. Dzisiaj trener San Paulo Masłońskie, klubu, z którego pochodzi Tomasz Sobas, wicemistrz Polski wagi średniej kadetów, i Mateusz Juszczyk, wicemistrz Śląska do 70 kg. Klub bokserski to magnes dla chłopaków. Wszędzie, gdzie zakładał go ks. Zbigniew, liczba ministrantów się podwajała, a nawet potrajała. Spuchnięte wargi, podbite oko czy wybity kciuk to kontuzje niezbyt licujące z ołtarzem. – Jednak zaprzeczenie obrazu ministranta, jako zniewieściałego gogusia, i siła świadectwa, że wiara pomaga kształcić także zwinność, wolę walki i hart ducha, są nie do przecenienia i trudne do osiągnięcia w innych okolicznościach – przekonuje trener w sutannie. Zaraz potem spogląda na opuchniętą twarz Jezusa, złamany nos, nabrzmiałe usta – rozumie Go. Rozumie siebie.
Ofiara spełniona
Ostatniego dnia rekolekcji uczestnicy są już gotowi do poznania tajemnicy. Godzina po godzinie, wydarzenie po wydarzeniu, spotkanie po spotkaniu wkraczają w okrutny rytuał Bożego skazańca. Techniki, narzędzia, zwyczaje, czas i przebieg tortur i ostatniej drogi Jezusa czyta się z całunu jak z podręcznika dla katów. Zdumiewa potworność nienawiści. Powala wielkość ofiary. Zawstydza siła miłości. Upokarza świadomość współsprawstwa.
Po czterdziestopięciominutowej nauce czas, by Słowo stało się Ciałem. Hostia spoczywająca w dłoniach kapłana i słowa: To jest Ciało moje… to jest Krew nowego i wiecznego przymierza – nie mają prawa brzmieć tak jak dotychczas. Muszą wypełnić całe serce, muszą przeszyć umysł i muszą zranić ciało. Człowiek staje się jedno z Panem. Nareszcie! Razem z Nim idzie na krzyż. Nareszcie! Swoje życie oddaje jak On. Nareszcie! – Odkrywa sens i wielkość swojego istnienia.
Gdy parafianie z Dzikowca czy Woliborza, albo wszyscy ich poprzednicy z trzystu parafii w całej Polsce, wracają do domów, są zdumieni. Wracają przecież doszarego świata, tak często, zbyt często nikomu niepotrzebnego, i wiedzą już z całą oczywistością męki, śmierci i zwycięstwa Pana, że to nieprawda, bo ludziom ich życie może się już do niczego nie przydać – Bogu jest potrzebne do samego końca.
Więc wracają do całunu. Powoli, całkowicie świadomie wtulają się w jego szorstki splot i odkrywają to, co przeczuwało serce: całun pasuje na każdego, kto chce się nim okryć. Pasuje jak ulał, tzn. że każdy, kto na nim spoczywa, jest gotowy do zmartwychwstania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |