Legenda mówi, że w Rokiciu nad Wisłą kościół zbudowano dzięki sprzedaży wyłapywanych tam dzikich koni. Podziwiając XIII-wieczną budowlę, zadaje się pytania o jeszcze dziwniejsze rzeczy.
To najstarsza, romańska świątynia na Mazowszu zbudowana z cegły. Dziwi fakt, że właśnie takiego budulca użyto – wszak cegła była wtedy dobrem niemal luksusowym. Pieniądze jednak na budowę były, i to spore, bo przy wiślanym brzegu swój wodopój miały dzikie konie. Nie ma tu tak wysokiej skarpy i zwierzęta mogły swobodnie zaspokoić pragnienie. Wiedzieli o tym okoliczni mieszkańcy i całymi gromadami je wyłapywali, sprzedając później na końskich targach. A że koń też był dobrem luksusowym, to i denarów ze sprzedaży wystarczyło nawet na wzniesienie ceglanej świątyni. Tyle legenda, ale na dobrą sprawę świątyń w Polsce o podobnej genezie można znaleźć dziesiątki. Tu coś innego nie daje zwiedzającemu spokoju.
Hieroglify na ścianach
Fugi łączące stare cegły potrzebują wzmocnienia i konserwacji. Po cegłach też widać, że przeszły tu niejedne zmienne pogodowe. Wszystko to sprawił naturalny upływ wieków i związane z tym zdarzenia losowe. Znaków na cegłach nie pozostawiły jednak żywioły i wielkie historyczne wydarzenia. Zrobił je człowiek. Po co? O to warto zapytać gospodarza tego miejsca, bo pobieżna obserwacja niczego nie wyjaśnia.
W ścianie kościoła widać dołki, napisy i coś na kształt hieroglifów. Dosłownie. Wygląda to jak pismo obrazkowe. – Wielu naukowców i badaczy głowiło się nad tym – mówi proboszcz parafii Rokicie ks. Włodzimierz Maruszewski – i większość z nich potwierdzała, że nazwiska wyryte na cegłach świątyni to swoiste epitafia upamiętniające zmarłych mieszkańców. Te nowsze zawierają nazwiska i daty. Najstarsze jest z 1647 roku. Możliwe, że niektóre z nich to pamiątki po pielgrzymach. Takie ówczesne graffiti – uśmiecha się. Trudne do wyjaśnienia są nie tyle napisy, co rysunki dosłownie wydrapane na ceglanych prostokątach w murze. Pług, sosna, kapliczka i dziesiątki innych.
Niepiśmienni też coś zapisali
W miejscu, gdzie stoimy, był dawniej cmentarz – proboszcz dzieli się swoimi hipotezami u drzwi kościoła. – Największa jego część znajdowała się na wschód od nas. Do dziś znajdujemy tam ludzkie szczątki. Prawdopodobne jest, że tak jak ludzie piśmienni zamieszczali nazwiska i daty, tak analfabeci chcieli upamiętnić swoich bliskich zmarłych. Rysunek lub nawet krzyżyk to cała historia życia jakiegoś człowieka. Nie wiadomo nawet, z którego wieku. Wszak kościół stoi już tu ponad 700 lat.
Na ścianie widać wyryte przedziwne rysunki. Czas zrobił swoje i niektórych kształtów można się jedynie domyślać. Te z tych wyraźniejszych przedstawiają rząd pionowych kresek przekreślonych w poprzek. Może to krzyże? Można domniemywać, że wydrapany pług to życiorys rolnika, sosna – leśnika. Kapliczka z krzyżem? Jej fundatora? Dziś już nikt nie wie. Rysunki są tylko na wschodniej i południowej ścianie kościoła. Najwięcej za prezbiterium świątyni. Może to wiara dawnych przodków, że dusze są po tej świetlistej stronie, a nie w mroku? To już hipoteza autora.
Ślady Wielkiej Soboty
Oprócz napisów, rysunków i niezrozumiałych symboli są jeszcze okrągłe dołki, którymi ściany są wprost upstrzone. Z pomocą spieszy znów wiedza gospodarza tego miejsca. – W jakim celu powstały te dołki, do końca nie wiadomo – tłumaczy ks. Włodzimierz. – Niektórzy mówią, że to wynik pokuty za najcięższe grzechy. Pokutnik miał wiercić palcem w ścianie, aż wydrąży otwór. A że od strony północnej i zachodniej był widok na całą wieś, to pokutnicy ukrywali się po drugiej stronie kościoła.
Bardziej prawdopodobna od tej żartobliwej historii jest wersja, że dołki powstały od świdra ogniowego, którym rozpalano ognisko w Wielką Sobotę. Tarcie wytwarzało żar, ale też drążyło miękkie cegły. Dlaczego tylko od wschodniej i południowej strony? Tym razem odpowiedź może być wyjątkowo prozaiczna. Cegły te były bardziej nasłonecznione i mniej wilgotne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |