Ta wiosna sprzed lat

Przyszedł na świat w Łobżenicy na Pojezierzu Krajeńskim, zaledwie 7 kilometrów od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej. Burzliwe losy tych ziem odcisnęły też swoje piętno na jego rodzinie.

Zdradziła go ulotka

Od początku okupacji władze hitlerowskie zachęcały Polaków z Pomorza i Wielkopolski do podpisania volkslisty. Do przyjęcia obywatelstwa namawiali też Edwarda i jego matkę. – Przekonywali, że jest Niemką, że przecież do 1918 r. miała niemieckie obywatelstwo. Przypominali, że jej brat zginął w pruskim wojsku, a mąż był ranny. Wielu kolegów wraz z rodzicami przyjmowało niemieckie obywatelstwo. Młodzi ginęli na froncie wschodnim albo na zachodnim, inni maszerowali z Africa Corps – opowiada. Jednak volkslisty nie podpisali. Za to 18-letni już Edward wstąpił do ruchu oporu. Organizacja miała ściśle zakonspirowaną strukturę. On sam znał tylko trzech innych działaczy. Zbierał i dostarczał szefostwu w Bydgoszczy dane o produkowanych w Łobżenicy częściach do wyrzutni V1 i innego rodzaju uzbrojenia. Przekazywał też informacje o miejscowych Niemcach: przede wszystkim o tym, jaką dysponują bronią i gdzie ją przechowują. – To na wypadek, gdybyśmy mogli zabrać im tę broń i wystąpić zbrojnie przeciw okupantowi – dodaje mężczyzna.

Wpadł przez nieuwagę. Chciał kupić nowe buty, potrzebował zaświadczenia od sołtysa. Kiedy wyjmował z kieszeni kartę zaopatrzeniową, wyjął też napisaną po polsku ulotkę. Sołtys, który znał polski, szybko zorientował się, o co chodzi. Ukryć się nie zdążył, więc prawie na miesiąc trafił do więzienia w Łobżenicy. – Przykuli mnie do muru, potwornie bili. Któregoś dnia wepchnęli do celi Polaka, którego znałem sprzed wojny. Pytał o organizację, o to, kto ze mną działał. Nic nie powiedziałem. Nad ranem go zabrali. Domyśliłem się, że to kapuś. Kiedy spotkaliśmy się po wojnie, błagał, żebym mu nie robił krzywdy – kiwa głową pan Edward. Tracił nadzieję, że więzienie opuści żywy. Matka, która przez całą wojnę zajmowała się szyciem, znała wielu Niemców. Uprosiła żonę komendanta policji, żeby jej syna przenieść do innego więzienia. Pan Edward trafił do bydgoskiej siedziby gestapo, urządzonej w byłym browarze. W celach woda stała po kostki. Trzeba było spać na klęcząco. – Ludzie wariowali – mówi.

Matko, dopomóż!

Choć podczas trwających wiele godzin przesłuchań był potwornie bity, nikogo nie zdradził. – Przed wojną często modliłem się przed cudownym obrazem Matki Bożej w Górce Klasztornej. W czasie przesłuchań wołałem: „Matko, dopomóż!” – wspomina. – Tobie nie pomoże już nawet Matka Boska! – krzyczał jeden z gestapowców. Wiosną 1944 r. E. Osoś został przeniesiony do fortu w Toruniu, potem do więzienia w Malborku. W sierpniu wraz z grupą kilkuset osób dotarł do obozu koncentracyjnego Stutthof. – Kiedy po przyjeździe zostaliśmy skierowani do łaźni, baliśmy się, że z pryszniców popłynie trujący gaz – mówi. Trafił do bloku 14. Niemiłosierny ścisk. Na pryczy o szerokości 60 centymetrów spało 2–3 więźniów. Co rano apele, a potem przez cały dzień gimnastyka. Serie pompek i przysiadów dziesiątkowały osłabionych głodem osadzonych: codziennie kilka trupów leżało przed wejściem do bloku. Pan Edward mówi, że spotkało go szczęście. – Blokowy wyznaczył mnie do czyszczenia toalet: wybetonowanego pomieszczenia z czterema dziurami. Stałem z gumowym wężem i myłem latrynę. Ponieważ dobrze się spisywałem, dostałem ulgę – nie musiałem chodzić na gimnastykę – uśmiecha się.

Blokowy – pan życia i śmierci. Miał swoich krawców, szewca, ordynansa i kucharza. Z byle powodu był w stanie zabić więźnia. – Brał w rękę deskę i z całej siły walił nią w głowę więźnia. Czaszka pękała. Widziałem kilka takich sytuacji. Po wojnie był sądzony w Gdańsku. Został skazany na karę śmierci – stwierdza pan Edward. – Blokowy dostawał na obiad porządne danie: ziemniaki, sosik, mięsko. Któregoś dnia ordynans przyniósł do umywalki resztki obiadu. Sądziłem, że to można wyrzucić, więc zjadłem te dwa ziemniaki. Ordynans poszedł na skargę. Blokowy chwycił deskę i zmierzał w moim kierunku. Wyskoczyłem przez okno. Uciekł do sąsiedniego bloku, w którym było więzionych kilku księży. – Często chodziłem do nich do spowiedzi. Poprosiłem o pomoc. Mieli przyzwoitego blokowego, zgodził się mnie przyjąć. Szybko przeniósł moje papiery. Matka Boska znów mnie ocaliła – mówi z uśmiechem mężczyzna.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie