Na czym polega niezwykłe doświadczenie tak zwanej śmierci klinicznej?
Każdy z nas wie, że umrze. Nie każdy jednak przekroczy próg śmierci, by następnie – zamiast rozpocząć życie wieczne – powrócić do swojej ziemskiej codzienności. Na tym właśnie polega niezwykłe doświadczenie tak zwanej śmierci klinicznej.
Ci, którzy przez nią przeszli, składają niesamowite świadectwa. To oni są bohaterami publikacji amerykańskiego dziennikarza śledczego Michaela H. Browna. Brown jest katolikiem zaangażowanym w życie Kościoła, w swojej książce zaś oddaje głos przedstawicielom różnych wyznań: katolikom, protestantom, żydom, muzułmanom, buddystom, hinduistom, a nawet agnostykom.
Autor wprowadził też inny rodzaj bohaterów – są nimi chrześcijańscy święci, którzy na przestrzeni wieków, doświadczając mistycznych przeżyć, pozostawili na ich temat liczne świadectwa zadziwiająco podobne do tych, które opisują coś, co dziś określamy śmiercią kliniczną.
Śmierć kliniczna budzi duże kontrowersje na wielu płaszczyznach, a jednocześnie bywa dość jednogłośnie kwestionowana jako doświadczenie odsłaniające przed człowiekiem jakiś rodzaj prawdy. Przede wszystkim – jako stan przeżywany całkowicie indywidualnie i następnie całkowicie subiektywnie relacjonowany – nie podlega ona zewnętrznej weryfikacji. Dlatego publiczne mówienie o niej pozostaje wyłącznie na poziomie świadectwa.
Wobec tego również Kościół katolicki nie odnosi się w żaden sposób – ani pozytywny, ani negatywny – do świadectw o śmierci klinicznej, lecz zaleca daleko idącą ostrożność w ich przyjmowaniu i powściągliwość w sądach dotyczących spraw życia wiecznego (podobnie jak w wypadku objawień prywatnych). Pisali o tym klarownie biskupi polscy do wiernych z okazji Niedzieli Biblijnej 17 kwietnia 2012 roku.
Język ludzki jest narzędziem niedoskonałym, więc nie potrafi w pełni – co często obserwujemy nawet w prozaicznych sytuacjach – przekazać tego, co jest ludzkim doświadczeniem. Poza tym to, co przeznaczone było dla jednej osoby, nie musi być czymś wyjątkowym lub przemieniającym dla innej.
Pośród tych, którzy doznali śmierci klinicznej i mówią o tym głośno, można znaleźć bardzo różne osoby, także kontrowersyjne. Do takich zalicza się między innymi Gloria Polo, Kolumbijka, która przed laty została rażona piorunem i od tego czasu, przeżywszy nawrócenie pod wpływem śmierci klinicznej, składa świadectwa na temat zaświatów. Gościła ze swymi prelekcjami w niejednym kościele, także w Polsce, choć nie w Lublinie, gdzie na jej publiczne wystąpienie w świątyni nie zgodził się biskup diecezji. Słowa kobiety bywają bowiem nie w pełni zgodne z katolicką doktryną.
Ale też trafiają się osoby, które swoje świadectwa składają w pokorze, z dystansem i niejako przy okazji głoszenia wiary, nie czyniąc z własnego doświadczenia centrum i osi nauczania. W gronie tych ostatnich jest też jeden z najwybitniejszych polskich teologów ksiądz profesor Wacław Hryniewicz, który opowiadał („Tygodnik Powszechny” 2011, nr 7):
„Na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej leżałem dwa tygodnie. Przeżyłem tam doświadczenie przybliżenia się do kresu – śmierć kliniczną. Zapadałem się w ciemność, ale to była ciemność przyjazna, świetlana, dobroczynna, ciepła. To zostawia w człowieku ślad. Uczy ustosunkowywać się życzliwiej do ludzi, uodpornia na zarzuty i wszelkie przejawy małostkowości. Porządkuje się hierarchia tego, co w życiu ważne. W szpitalu jest czas na nocne medytacje, modlitwy i rozmowy. Uczyłem się głębszego nurtu życia i wdzięczności za jego dar. Mam przecież swoje lata, więc powracały do mnie różne myśli – iluż istnieniom nie dano w ogóle nacieszyć się życiem... Dzisiaj, gdy budzę się rano, dziękuję Bogu, że mogę dalej pracować, modlić się, pomóc komuś w potrzebie. To jest ta jaśniejsza strona choroby, która uczy większej wrażliwości i mądrości”.