Pojechałem do Gdańska jeszcze przed uroczystym otwarciem Europejskiego Centrum Solidarności, aby zobaczyć projekt realizowany z rozmachem, który można porównać jedynie do Muzeum Powstania Warszawskiego. Wróciłem pod wrażeniem tego, co zostało już zrobione, ale i pełen obaw, czy przedsięwzięcie nie będzie kolejnym źródłem kontrowersji, sporów i podziałów.
Miałem świadomość, że w sytuacji, gdy spór o dziedzictwo „Solidarności” jest jedną z osi politycznych podziałów, opowiedzenie jej historii oraz zaprezentowanie aktualności jej przesłania będzie trudne. W rzeczywistości jednak tydzień przed otwarciem Centrum daleko do podstawowego konsensusu nie tylko w kwestii społecznej akceptacji bryły samego budynku, jak i treści prezentowanej tam wystawy. Europejskie Centrum Solidarności (ECS) zostało powołane w 2007 r. przez miasto Gdańsk, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Samorząd Województwa Pomorskiego, NSZZ „Solidarność” i Fundację Centrum Solidarności. Miało łączyć funkcje edukacyjne, naukowe, kulturalne oraz muzealno-wystawiennicze. Jego pierwszym dyrektorem był dominikanin o. Maciej Zięba. Od 2011 r. Centrum kieruje Bazyl Kerski. Budowa nowej siedziby Centrum, jak informuje dyrektor, kosztowała ponad 231 mln zł, z czego 107 mln przekazała Unia Europejska. Pozostała część pochodzi z budżetu Gdańska. Wystawa stała ma dotację Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w wysokości 38 mln zł. Planowany na najbliższy rok koszt utrzymania placówki to ok. 17 mln zł. Będzie pokrywany z przychodów własnych, szacuje się je na poziomie ok. 4 mln zł, oraz dotacji Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasta Gdańska.
Warto było?
Monumentalna bryła ECS została umieszczona na terenie dawnej Stoczni Gdańskiej, przy historycznej bramie numer 2. Zaraz po jej przekroczeniu czekała mnie pierwsza niespodzianka. Historyczna przestrzeń stoczni została bowiem niedawno przecięta szeroką drogą, bezpowrotnie niszczącą jej integralność. Obecnie droga jest pusta, ale jeśli jutro zacznie pełnić swe funkcje, zwiedzający w ogóle nie będą się orientować, gdzie się znajdują. Decyzję podejmował duński Fundusz Inwestycyjny, który dostał od miasta do zagospodarowania znaczną część terenów stoczni. Z jego punktu widzenia to decyzja racjonalna, umożliwiająca dalsze inwestycje na tym terenie. Ma się jednak nijak do próby utrwalenia tego obszaru jako terenu narodowego dziedzictwa. Siedzibę ECS zaprojektowała gdańska pracowania architektoniczna FORT, która wygrała międzynarodowy konkurs. Mnie obiekt bardzo się podoba. Nawiązuje do wielkich stalowych arkuszy, wykorzystywanych do budowy statków.
Otaczające budynek fontanny nadają całej bryle lekkości i aluzyjności, dobrze komponują się z widocznymi na horyzoncie żurawiami i dźwigami stoczniowymi. Jednak wielu moich rozmówców nie akceptowało tej stylistyki, a przede wszystkim decyzji o zbudowaniu nowego obiektu, zamiast wykorzystania starej zabudowy stoczni. – Po co budować nowy budynek, skoro istnieją stare, oryginalne, które były świadkiem historii – pyta Krzysztof Wyszkowski, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, który wymyślił nazwę „Solidarność” dla niezależnych związków zawodowych. – Przecież na całym świecie architektura postindustrialna nie jest niszczona, ale adaptowana. Teren stoczni doskonale się do tego nadawał. Po co było imitować coś, skoro mamy oryginał. Wpakowano blisko 300 mln zł w budowę obiektu, który wielu się nie podoba – mówi. W rozmowach prowadzonych w Trójmieście powracała także kwestia delikatnych relacji między siedzibą ECS a pomnikiem Poległych Stoczniowców. – Walka o budowę pomnika poległych w grudniu 1970 r. stoczniowców była ważną częścią strajku w sierpniu 1980 r. – przypomina Krzysztof Wyszkowski. –Można powiedzieć, że najważniejsze były dwa postulaty: wolne związki zawodowe i pomnik jako świadectwo pamięci o Grudniu 1970 roku. Wielkość pomnika odgrywała ważną rolę. Po strajku władze podjęły różnorodne naciski i działania, aby pomnik pomniejszyć. Udało się go jednak zrealizować w zaplanowanym kształcie. Pomnik stanął na pustym placu i wybijał się w niebo swymi kotwicami nadziei jako wyraźny i dominujący nad całą okolicą znak pamięci. Bryła ECS-u pomniejszyła go. Pomnik zmalał, stracił swój majestatyczny wygląd. Krzyże stały się elementem dodatkowym, a nie samodzielnym w krajobrazie tego miejsca – twierdzi.