W Jastarni słychać dźwięk bębna. To pan Stefan Kohnke zwołuje mieszkańców na Rezurekcję.
Nazwa Jastarnia wywodzi się od kaszubskich Jastrów. Tradycja bãmblowania sięga XIX wieku. Jednak z czasem zupełnie zanikła na Kaszubach i obecnie jest wskrzeszana na Półwyspie Helskim. Co roku, niezależnie od pogody, w Noc Wielkanocną, około 4 nad ranem, Stefan Kohnke wraz z synem wyjeżdżają samochodem na miasto. Przemierzanie ulic zajmuje im dwie godziny. Uderzając w bęben, przypominają mieszkańcom radosną wieść o zmartwychwstaniu.
Potrawy
Po porannej Mszy św. rodziny spotykają się na tradycyjnym świątecznym śniadaniu. W czasie posiłku królują jajka, a obowiązkowym daniem jest prażnica, czyli jajecznica smażona na słoninie. Po 40-dniowym poście teraz na stole pojawiają się wyroby mięsne. Dziś coraz częściej po prostu kupowane, ale tradycyjnie wędliny i kiełbasy Kaszubi przyrządzali sami. W czasie Wielkiego Postu mieszkańcy Kaszub rezygnują ze słodyczy, ale podczas świąt stoły uginają się od ciast. Wcześniej były to przede wszystkim ciasta drożdżowe – młodzewé, babki i pączki. Serniki i mazurki na terenach biedniejszych nie były popularne. Ze świątecznym porankiem związana jest jeszcze jedna tradycja. Po Rezurekcji lub śniadaniu patrząc w niebo, na tarczy słonecznej można zobaczyć baranka z krzyżem.
– Odkąd pamiętam, tak tu było. Oczywiście trzeba patrzeć przez zaciemnioną szybkę. Ale symbol Pana Jezusa jest widoczny – mówi pani Elżbieta Sychowska ze wsi Donimierz.
Jajka i tańce
Na Kaszubach królują kraszanki, czyli jajka malowane na jeden kolor, bez wzorków. Farbowane są naturalnymi sposobami. Łupiny cebuli, zależnie od rodzaju, nadają brązowy lub czerwony kolor skorupce, liście brzozy lub olchy – żółty, zielony uzyskuje się z młodego zboża, a niebieski z owoców tarniny. Świąteczny stół ozdabiany jest świeżymi gałązkami brzozy i zajączkiem. Święta to czas rodzinnych spotkań. Pani Elżbieta ma już 48 wnuków i 50 prawnuków. To zbyt pokaźna grupa, by ze wszystkimi naraz się spotkać. Pierwszego dnia świętują najbliżej mieszkający, poniedziałek to czas odwiedzin dalszej rodziny. – Za moich lat młodzieńczych pamiętam, że ojciec w niedzielne popołudnie siadał na podwórku z akordeonem i zaczynał grać. My z siostrami śpiewałyśmy i tańczyłyśmy, dołączali do nas chłopcy. Po prostu było wesoło, weselej niż teraz – wspomina z sentymentem pani Elżbieta. Był to czas ważny również dla dzieci. To ostatni moment, by z siana i słomy przygotować gniazdka dla wielkanocnego zajączka. Tutaj na Wielkanoc prezenty przynosi zajc. – Gdy dzieci już spały, rodzice wkładali w te gniazdka drobne niespodzianki, a potem je gdzieś chowali lub przykrywali. W Poranek Wielkanocny najmłodsi obchodzili podwórko i zabudowania gospodarcze, poszukując prezentów – mówi Elżbieta. Upominki były skromne – słodycze i malowane jajka.
Bez lania
„Dynguj, dynguj, po dyngusie, leży placek na obrusie, Pan Bóg daje, matka kraje, proszę dać nam po dwa jaje” – tę wesołą wyliczankę wciąż można usłyszeć na Kaszubach w Jastrowi Poniedzôłk, czyli Dëgùs. Nie należy go jednak mylić z popularnym w innych miejscach w kraju zwyczajem oblewania wodą. Na Kaszubach chodzi o to, by wychłostać nogi gałązkami jałowca. Dawniej co zadziorniejsi chłopcy, dla lepszego efektu wysuszali gałązki krzewu. Obecnie za dëgùsa służą zazwyczaj rozwinięte gałązki wierzby lub brzozy. Tę tradycję można spotkać w dwóch odmianach. Pierwsza wydaje się być starsza i inicjatywę w niej mają młodzieńcy. O poranku zakradają się do chałup dziewczyn, gdy te jeszcze są w łóżkach i smagają je po nogach przyniesionymi dyngusami. Im czerwieńsze nogi w południe, tym większym powodzeniem u płci przeciwnej cieszyła się niewiasta. Zdarzało się również, że następnego dnia dziewczęta odpłacały się chłopcom podobną praktyką. Druga spotykana forma dyngusa nie miała podziału na płeć. Chłopcy i dziewczyny, chodząc w małych grupach od domu do domu, smagały wszystkich mieszkańców. Wierzono, że ma to ochronić rodzinę na cały rok przed wszami, pchłami i innym robactwem. Niezależnie jednak od formy dëgòwnicy za swą pracę musieli być wynagrodzeni. – Dzieci zawsze coś w chałupie dostawały: słodycze, kawałek ciasta, a przede wszystkim jajka – mówi Bogusława Wendtke, której dzieci do tej pory podtrzymują ten zwyczaj.
Przepis na tradycyjne kaszubskie ciasto drożdżowe na: gdansk.gosc.pl/Polecamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |