Jak to z przepowiedniami bywa, czasami się sprawdzają, czasami nie. Niektórzy przywiązują do nich zbyt duże znaczenie, ale całkowite ich zignorowanie byłoby błędem. Dlaczego? Bo niektóre przepowiednie same się spełniają.
Niedawno jedna z agencji obniżyła rating Polsce. Rating, czyli inaczej wiarygodność kredytową. Ratingi są wskazówką dla międzynarodowych inwestorów, ludzi czy instytucji, które planują ulokowanie swoich pieniędzy w naszym kraju albo chcą Polsce swoje pieniądze pożyczać (przez zakup obligacji). Zanim zapadnie jednak decyzja o inwestycji, potrzebna jest dokładna analiza rynku. To dość żmudne zadanie i pewnie dość drogie, stąd – jak to na rynku – powstała potrzeba stworzenia agencji, które w takich analizach się specjalizują. Mają swoją specyfikę i metodologię działania, a ich celem jest nadawanie krajom odpowiednich „certyfikatów wiarygodności” na podstawie analizy dostępnych materiałów. Te nie są oczywiście nadawane raz na zawsze. Agencje korygują je tak, żeby były aktualne i jak najbardziej odpowiadały stanowi rzeczywistemu. Czym są te „certyfikaty”? To – w największym skrócie – wyliczone prawdopodobieństwo niewypłacalności (bankructwa) kraju, którego dotyczą.
Przepowiednia się spełnia
Agencja ratingowa swoje oceny wiarygodności poszczególnych krajów opiera na konkretnych danych, ale sposób, w jaki je wylicza, jest już autorski. To oczywiste, że w tych obliczeniach i przewidywaniach agencje mogą się mylić, dlatego ich raporty nie powinny być jedynym źródłem informacji o kraju i jego gospodarce. Problem niestety polega na tym, że ratingi bywają jedynym źródłem informacji. To – nawet przy założeniu, że pomyłki nie są zwykłymi oszustwami i manipulacjami – powoduje, że ocena czy przewidywanie w istocie jest wydaniem wyroku. I często stanowi pierwszy krok do samospełnienia się przepowiedni.
Samospełniająca się przepowiednia to coś, z czym chyba każdy miał do czynienia. Typowym, zresztą cytowanym w encyklopediach przykładem jest plotka o bankructwie banku. Nawet jeżeli bank ma się świetnie, wiadomo, że nie przechowuje wszystkich pieniędzy swoich klientów w skarbcu. Nie taka jego rola. Bank zarabia na obrocie pieniądzem.
Część wkładów pożyczył (na procent), część zainwestował, część ulokował na długi termin. Gdy pojawia się plotka o rychłym bankructwie, klienci chcą wypłacić to wszystko, co w banku zdeponowali. I wtedy zaczynają się kłopoty, bo choć bank te pieniądze ma, wszystkich w krótkim czasie wypłacić nie jest w stanie. Traci zaufanie zarówno klientów, jak i innych współpracujących z nim podmiotów. W efekcie rzeczywiście bankrutuje. Nie z powodu złego zarządzania, nie z powodu stanu swojego skarbca, tylko z powodu plotki. Efekt wydawania werdyktów, czyli publikowana ratingów przez renomowane agencje (siedzibą wszystkich liczących się są USA), jest podobny.
Wśród wielu agencji najbardziej liczy się złota trójka, czyli Standard & Poor’s, Fitch i Moody’s. Niedawno jedna z nich, Standard & Poor’s, obniżyła rating Polski. Uznała, że polska gospodarka jest w gorszym stanie niż w poprzednim okresie oceny i ryzyko, że staniemy się niewypłacalni, jest teraz większe. Po raz pierwszy od czasów, kiedy Polska w ogóle była brana pod uwagę w międzynarodowych ratingach, nasza ocena została obniżona. Na jakiej podstawie podjęto taką decyzję? Tutaj zaczynamy wchodzić w las, bo odpowiedzi zależą od tego, kto ich udziela.
Jedni twierdzą, że absolutnie nie ma powodu obniżania ratingu, że gospodarka ma się świetnie i nie ma powodów, by się o nią obawiać. Co oczywiste, to zdanie ministerstw polskiego rządu oraz ekspertów, którzy sympatyzują z obecną władzą. W odpowiedzi na obniżony rating Ministerstwo Finansów opublikowało komunikat, w którym czytamy: „Decyzja o obniżeniu oceny ratingowej Polski jest niezrozumiała z punktu widzenia analizy ekonomicznej i finansowej”. Jest jednak druga grupa ekonomistów, polityków i komentatorów (ci niesympatyzujący z rządem), która obecną sytuację ocenia bardzo poważnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |