Fachowcy od przepowiedni

Jak to z przepowiedniami bywa, czasami się sprawdzają, czasami nie. Niektórzy przywiązują do nich zbyt duże znaczenie, ale całkowite ich zignorowanie byłoby błędem. Dlaczego? Bo niektóre przepowiednie same się spełniają.

Niepotrzebne emocje

Pomińmy emocje, a pozostańmy przy faktach. Dług Polski i deficyt finansów jest ogromny. To jest fakt. Faktem też jest, że obecny rząd obiecał dość sporym grupom społecznym pieniądze. Można tutaj wspomnieć chociażby 500 złotych na drugie i kolejne dziecko, podniesienie minimalnej stawki wynagrodzenia za godzinę czy znaczne podniesienie kwoty wolnej od podatku. To prawda, że w przyszłości te decyzje mogą zwiększyć wpływy do budżetu. Mogą, choć nie muszą. Ale nie to jest tutaj najważniejsze. Rząd nie pokazał, skąd weźmie dodatkowe miliardy. Owszem, politycy mówią o podatku bankowym, podatku od supermarketów, uszczelnieniu systemu itd., ale eksperci mogą mieć wątpliwości, czy to się uda.

Czy wspomniane wyżej powody są wystarczające, by obniżać rating? Cóż, zdaniem pozostałych dwóch agencji ratingowych – nie. Fitch i Moody’s oceny naszej gospodarki nie zmieniły. Problem jest natomiast gdzie indziej. Nie w tym, jak nas oceniają agencje, tylko jak ta ocena jest traktowana. Gdyby inwestorzy czy partnerzy gospodarczy brali ocenę agencji jako jedną z wielu przesłanek do podejmowania decyzji, nic wielkiego by się nie stało. Tyle tylko, że wielu z nich te oceny uznaje za prawdę objawioną. Mówił o tym dość zgrabnie wiele lat temu dzisiejszy nieformalny lider opozycji Ryszard Petru.

W wywiadzie, którego w 2011 roku udzielił „Gazecie Wyborczej”, powiedział tak: „Raport agencji [ratingowej] to niezwykłe uproszczenie. Pyta się chiński inwestor amerykańskiego, co ten myśli o Polsce, a amerykański odpowiada: A minus. I koniec. Mógłby mu dać stustronicowy raport, ale tamten by go nie przeczytał”. Gdy dziennikarz pyta, dlaczego ludzie wierzą agencjom, Petru odpowiada, że z lenistwa. „Właśnie dlatego, że [agencje ratingowe] oferują tak uproszczone oceny. Mówią AAA albo AA i nie wchodzą w szczegóły”.

W tym samym wywiadzie dzisiejszy lider Nowoczesnej wspomina o licznych błędach agencji ratingowych, a także o tym, że sam rating może na kraj sprowadzić gospodarcze kłopoty. To był rok 2011, a Ryszard Petru opowiadał o kryzysie gospodarczym i ratingu Grecji, który leciał na łeb na szyję w dół. Dzisiaj jest rok 2016. Jak Petru komentuje obniżenie ratingu Polski? Zupełnie inaczej.

„Polska jest na kolanach”. „To olbrzymie uderzenie w Polskę”. W dzisiejszych wypowiedziach nie ma tych samych wątpliwości, nie ma tonowania i nie ma zwracania uwagi na przecenianie werdyktów agencji. Jest próba ugrania czegoś dla siebie (ściślej mówiąc: dla swojej formacji). Ryszard Petru robi coś, przed czym kilka lat temu ostrzegał. Napędza koło samosprawdzającej się przepowiedni. Jedna agencja uznała naszą gospodarkę za mniej wiarygodną, część polityków krajowych uznała, że to temat, którym można uderzać w rząd, a inwestorzy, widząc to, po prostu zaczęli się bać o swoje pieniądze. Nastąpiło słabnięcie złotego, a giełda zaczęła tracić. W ułamku sekundy polski dług stał się znacznie większy, a 5 mld złotych po prostu wyparowało. Po kilku dniach sytuacja zaczęła się nieco stabilizować, ale strat nie da się tak łatwo odrobić.

Gdyby wszyscy polscy politycy tonowali emocje, efekty obniżonego ratingu byłyby znacznie mniejsze. Tak jak w przykładzie z bankiem. Gdyby przynajmniej część klientów sprawdziła rzeczywistą kondycję banku i uznała, że nie trzeba panikować i na gwałt wycofywać depozytów, bank po lekkim zachwianiu wyszedłby obronną ręką. Jeżeli wszystkim puszczą nerwy – nie ma siły, bankructwo to tylko kwestia czasu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie