9 lipca 2011 r. niepodległość uzyskał Sudan Południowy – najmłodsze państwo świata. Dziś to kraj pogrążony w wojnie domowej, a połowa mieszkańców cierpi głód.
Trzy dni przed jubileuszem władze odwołały wszelkie uroczystości z powodu dramatycznej sytuacji ekonomicznej. Skarb państwa świeci pustkami, bo konflikt zbrojny uniemożliwia eksploatację ropy, od której zależało 98 proc. dochodów. Inflacja wynosi 295 procent. Organizacja Narodów Zjednoczonych alarmuje, że 4,8 mln Sudańczyków głoduje. Katastrofę humanitarną pogłębia trwająca od trzech lat wojna domowa, która w czerwcu przybrała na sile i w ciągu miesiąca zmusiła do ucieczki 160 tys. ludzi.
Pierwsza okrągła rocznica powstania Sudanu Południowego bezlitośnie pokazuje wszystkich winnych tragicznej sytuacji państwa. Ojcowie niepodległości okazali się brutalnymi i pazernymi watażkami, sąsiednie kraje stale podsycają konflikt, a społeczność międzynarodowa, na czele z USA, dopuściła do powstania kraju skazanego na nędzę z powodu braku kadr zarządzających, gospodarki i infrastruktury, licząc wyłącznie na zapewnienie dostępu do sudańskich zasobów ropy.
Bolesne początki
Niepodległość Sudanu Południowego rodziła się w ogromnych bólach. Winny był temu kolonialny układ granic w Afryce. Brytyjczycy połączyli na jednym terytorium Arabów wyznających islam oraz zamieszkujące południe kraju czarnoskóre plemiona, w większości chrześcijańskie. Gdy 1 stycznia 1956 r. Sudan stał się niepodległy, niemal natychmiast wybuchła wojna domowa – najdłuższa na kontynencie. Zginęły 2 mln ludzi. W 1972 r. podpisano porozumienie gwarantujące autonomię Południa. 11 lat później konflikt rozgorzał na nowo, gdy arabska większość chciała narzucić obowiązywanie w całym kraju szariatu. Władze w Chartumie nie zgadzały się na rozłam, gdyż drogocenne złoża ropy usytuowane są na terenach zamieszkanych przez czarnoskóre plemiona. Opór Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu (SPLA) był tłumiony wszelkimi sposobami, łącznie z bombardowaniami cywilów i sprowokowaniem potężnej klęski głodu. Od lat 90. sytuacja zaczęła zmieniać się na korzyść Południa. Stany Zjednoczone wycofały poparcie dla rządzącego w Chartumie Omara al-Baszira, który w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej opowiedział się po stronie Saddama Husajna. Amerykańskie dostawy broni i pieniądze dla SPLA sprawiły, że wojska Sudanu nie były już w stanie stłumić rebelii. Ostatecznie w 2005 r. podpisano porozumienie pokojowe. Po przeprowadzeniu referendum, w którym 98,8 proc. mieszkańców opowiedziało się za secesją, 9 lipca 2011 r. Sudan Południowy stał się niepodległy, a 5 dni później dołączył do ONZ.
Bohaterowie niszczą własny kraj
Sudańczycy z Południa liczyli, że usamodzielnienie się przyniesie pokój oraz dobrobyt, którego gwarantem miały być złoża ropy. Nadzieje okazały się daremne. Zasoby czarnego złota są bardzo duże. Południowy Sudan jest w stanie produkować pół miliona baryłek dziennie, lecz cała infrastruktura przesyłowa prowadzi przez Sudan. Spory o koszty tranzytu doprowadziły do całkowitego wstrzymania eksportu w 2012 r. i spowodowały katastrofę młodej gospodarki. Błyskawicznie rozpleniła się korupcja. 4 mld dolarów międzynarodowej pomocy, które napłynęły w 2011 r., zostały błyskawicznie rozkradzione. W 2012 r. doszło do kuriozalnej sytuacji – prezydent opublikował w miejscowej prasie „list do skorumpowanych” z apelem o oddanie środków. Przeszedł on bez większego odzewu.
Ostatecznie nowo powstały kraj pociągnęli na dno jego dawni bohaterowie z czasów walki wyzwoleńczej w szeregach SPLA: prezydent Salva Kiir i wiceprezydent Riek Machar. Od 2005 r. dzielili się władzą najpierw w autonomicznym, a potem już niepodległym Sudanie Południowym. W 2013 r. Kiir oskarżył swojego zastępcę o planowanie zamachu stanu, pozbawił stanowiska i wypędził z kraju. Skłóceni politycy obudzili demona gnębiącego wiele afrykańskich państw – rywalizację na tle plemiennym. Riek Machar z plemienia Nuer oskarżył Salve Kiir o zawłaszczenie przez jego plemię Dinka (najliczniejsze w kraju) gospodarki i aparatu państwowego. Sudan Południowy po ledwie dwóch latach pokoju na powrót pogrążył się w chaosie. Ponieważ według danych organizacji Oxfam po dekadach walk w kraju pozostały 3 mln sztuk broni, wojna przybrała brutalny i chaotyczny charakter. Według raportu na temat wojny w Sudanie, opublikowanego 11 marca 2016 r. przez Wysokiego Komisarza ONZ ds. praw człowieka, zarówno wojska rządowe, jak i rebelianci dopuszczali się okrucieństw. Na zajmowanych ziemiach żołnierze (w dużej mierze nieletni) palili zbiory i zatruwali ujęcia wody. Masowo stosowaną formą ucisku wobec cywilów były gwałty i porywanie kobiet. Ogółem w latach 2013–2015 zginęło ok. 50 tys. ludzi, a kolejne 2,2 mln musiało opuścić domy.
W sierpniu 2015 r. Kiir i Machar pod naciskiem przerażonej skalą kryzysu społeczności międzynarodowej podpisali rozejm. Rząd jedności narodowej powołano po 8 miesiącach żmudnych negocjacji. 26 kwietnia 2016 r. Machar wrócił na fotel wiceprezydenta.
Porozumienie wcale nie przyniosło zaprzestania walk. W lutym 2016 r. wojska rządowe zaatakowały obóz uchodźców w mieście Malakal. Zginęło 30 osób. 24 czerwca w Wau – trzecim największym mieście kraju – bojówkarze Dinka dokonali brutalnych czystek na cywilach z plemienia Fartit. Ci, którzy nie zdążyli schronić się w kościołach i szkołach, padli ofiarą morderstw i gwałtów. 120 tys. ludzi bez jedzenia i dobytku uciekło z miasta. Kolejna seria walk w 2016 r. spowodowała klęskę głodu dotykającą 4,8 mln ludzi.
Jak nie należy pomagać
Przypadek Sudanu Południowego jest wielkim wyrzutem sumienia społeczności międzynarodowej oraz kolejną lekcją, jak nie należy pomagać w Afryce. Zachód wspierał powstanie nowego kraju i nalegał na jak najszybszą secesję od Sudanu, mimo że nie zakończono rozgraniczania ziem między oboma krajami. Młode państwo od pierwszych dni istnienia uwikłało się w nierozwiązany do dziś konflikt graniczny.
Katastrofalna w skutkach okazała się decyzja, by wsparcie dla Sudanu Południowego płynęło głównie w gotówce. W historii Czarnego Lądu już wielokrotnie marnotrawiono pomoc finansową, nie inaczej było tym razem. Miliardy dolarów „rozpłynęły się” wśród sudańskich urzędników, a niespłacone pożyczki obciążą kolejne pokolenia. Tymczasem infrastruktura kraju stoi na dramatycznie niskim poziomie. W terenie równym powierzchni Francji są tylko 192 km asfaltowych dróg i 248 km kolei. Gdy nastaje pora deszczowa, zamiera wszelka łączność między poszczególnymi prowincjami. Sudan Płd. nie ma żadnego przemysłu; importuje wszystko, łącznie z żywnością. Choć nie brakuje żyznych ziem uprawnych, wojenny chaos, brak maszyn i edukacji rolnej sprawiają, że większość areałów leży odłogiem. Mimo fatalnych doświadczeń Stany Zjednoczone powielają stare błędy. Po powołaniu rządu jedności narodowej zamiast konkretnych projektów rozwojowych obiecały kolejną pożyczkę.
Czy jest jakaś nadzieja dla najmłodszego państwa świata? W pierwszej kolejności świat powinien powstrzymać wielką klęskę głodu. W dalszej perspektywie smutny los Sudanu Płd. powinien zainspirować społeczność międzynarodową do gruntownej rewizji polityki względem najuboższych w Afryce. Miliardy dolarów i euro są bezmyślnie topione w działaniach skorumpowanych aparatów państwowych. Decydenci w Waszyngtonie czy Brukseli nie zauważają lub nie chcą zauważyć, że przyczyny chronicznej słabości afrykańskich krajów i powracającego głodu leżą w upadającym rolnictwie, które w dużej mierze osłabił właśnie Zachód. Brzemienne w skutkach było wymuszenie na początku lat 90. pospiesznej liberalizacji afrykańskich gospodarek i likwidacji subsydiów oraz ceł chroniących lokalnych rolników. Ich towary nie wytrzymały konkurencji ze strony dotowanych produktów rolnych z USA czy UE. Upadł lokalny handel, a ceny żywności poszły w górę. Destrukcja wciąż postępuje, tym razem przez rugowanie miejscowych rolników i wykupywanie ogromnych połaci afrykańskich ziem przez zagraniczne koncerny rolne (z ang. land grabbing). 5 lat niepodległości przyniosło Sudańczykom jedynie nędzę i wojnę.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |