– Spełniasz się w relacji z drugą osobą, w pomocy, w niesieniu dobra. I przede wszystkim w dawaniu, a nie w braniu. Życie ma sens, kiedy kochasz, a nie kiedy tę miłość tylko do siebie ściągasz – dzieli się doświadczeniem z krajów Afryki Darek Malejonek.
Ci ludzie są bardzo wdzięczni za każdą okazaną pomoc. Im niewiele potrzeba do bycia szczęśliwymi. Wystarczy, aby był kościół, muzyka i aby mogli coś wspólnie robić – mówi Maleo. Od 10 lat angażuje się w projekty pomocowe polskich misjonarzy. Niedawno zambijski muzyk Sakala, ze znanego również w Polsce zespołu Sakala Brothers, powiedział mu: „Ty masz misję do młodych w Zambii. Widziałem, jak do nich mówisz, jak ciebie słuchają. Takie dostałem światło od Boga”. – Zobaczymy... Jeszcze ja muszę mieć tę pewność – żartuje Maleo.
Pamięci kardynała
W październiku Maleo Reggae Rockers zorganizował z okazji 100-lecia niepodległości Polski trasę koncertową w Zambii. Zespół zagrał wraz z lokalnymi muzykami w miejscowościach, w których pracują polscy misjonarze: w Kabwe, Mpunde i Lusace. Była to też okazja, aby uczcić pamięć kardynała Adama Kozłowieckiego, legendę polskich misji, pierwszego arcybiskupa stolicy Zambii. – To był niesamowity człowiek. Cały dobytek w jednej walizce. Wspierał, tak jak mógł, wysiłki niepodległościowe Zambijczyków. Wszystkie koncerty dedykowane były kardynałowi – opowiada Maleo. Ksiądz Kozłowiecki przyjechał do Afryki jeszcze przed uzyskaniem przez ówczesną Rodezję Północną (obecną Zambię) niepodległości. Pierwszą jego misją była Kasisi, ostatnią – Mpunde. – Tam spałem w pokoju kardynała. Ludzie go wspominają. Dziś misja liczy 12 stacji dojazdowych, niektóre pośród bagien, gdzie trzeba dopływać łodzią. Tam działają nasi misjonarze – opowiada Darek Malejonek.
Polski artysta ceni zambijskich muzyków za ich zaangażowanie społeczne. – Grał z nami m.in. Michael Zulu. To taki zambijski Bob Marley, bardzo tam popularny. Piętnuje korupcję, walczy o prawa biednych. Jego żona wykonuje muzykę rodzimą, kalindula. To folk z elementami popu. Były też z nami inne gwiazdy muzyki zambijskiej. Niesamowite przeżycie. Dla nas to była prawdziwa muzyka korzeni. Duże koncerty, duże sceny, dużo ludzi. A w tle cały czas postać kardynała.
Przygotowania do zambijskich koncertów zajęły Maleo Reagge Rockers prawie rok. – Koncerty zorganizowaliśmy dzięki grantom, ale sprzęt musieliśmy załatwić tamtejszy. To akurat było trudne przy podłączeniach, wszystkie kable poplątane – śmieje się muzyk. – Ale gdy przychodził czas koncertu, wszystko grało. Atmosfera była świetna.
Na koncert w Lusace zjechała zambijska Polonia. Byli misjonarze i wolontariusze. Zambijscy artyści mówili ze sceny o polskich misjonarzach, ich wkładzie w niepodległość Zambii. Maleo mówił do publiczności o Polsce, że nie ma kolonialnej przeszłości, jednak przez lata była pozbawiona niepodległości. – Pokazaliśmy, że Polska i Zambia mają wiele wspólnego.
Dobro i zło
Po raz pierwszy Darek Malejonek wyjechał do Zambii w 2008 r. z Salezjańskim Wolontariatem Misyjnym. – Najpierw z ks. Adamem Parszywką robiliśmy filmy o problemie AIDS i o pracy misjonarzy. Potem poprzez koncerty i wydarzenia w Polsce organizowaliśmy pomoc dla projektów.
Maleo do Afryki wracał kilka razy z rodziną. – Pokochaliśmy ten kontynent, poprzez ludzi, którzy tam mieszkają. Mają wielkie serca, są otwarci dla innych, nawiązują relacje. Dużo się tam nauczyłem.
Omijają hotele. Mieszkają na misjach. Chcą przebywać wśród zwykłych ludzi. Byli w slumsach Lusaki, gdzie ostatnio pojawiła się cholera i jest wysoki wskaźnik zarażenia HIV. – W takich miejscach widać wszędzie pracę polskich sióstr. Prowadzą szpitale. Te państwowe są płatne, więc ludzie często się nie leczą. Potem do sióstr trafiają w stanie agonalnym – opowiada. Wspomina też pobyty w Tanzanii i Rwandzie. – Wizyta w muzeum ludobójstwa w Kigali była dla nas mocnym doświadczeniem. Tam jest mapa zbrodni od początku XX w. Wszędzie podobny mechanizm: odczłowieczyć ofiary, wbić w świadomość, że nie są ludźmi. Tak jak w Rwandzie, gdzie wzywano przez radio, by „deptać karaluchy”. A potem mordowali... – przypomina muzyk. Mówi wprost o duchowym wymiarze tych dramatów. – Dla mnie to dowód na działanie mocy demonicznych. Ten sam demon, który przechodził przez państwa... Bo jak to możliwe, że ludzie nagle stawali się bestiami? Matka Boża w Kibeho przepowiedziała, co się stanie, jeżeli ludzie się nie nawrócą, nie zaczną myśleć o innych jak o braciach – przypomina.
Wyjść z kokonu
Darek Malejonek mówi, że dobrze odnajduje się w Afryce. – Mógłbym tam zamieszkać na stałe. Zrozumiałem misjonarzy. Człowiek naprawdę czuje się potrzebny. Widzisz, że twoje zaangażowanie ma sens. Te podróże dużo mi pokazały.
Zwraca uwagę na potrzebę przełamywania stereotypowego postrzegania afrykańskiego kontynentu. – Żałuję, że w polskich mediach nie ma prawie informacji na temat tamtego świata. Jedynie gdy pojawia się ebola, kolejna wojna lub kataklizmy. Ale widzę też, że coraz więcej osób angażuje się w wolontariat. I to jest piękne. Warto pomagać, wyjechać do takich krajów, zobaczyć, jak ludzie żyją. Aby mieć dystans do samego siebie i pozbyć się myślenia roszczeniowego, że nam się wszystko należy – uważa.
Mówiąc o krajach Afryki, wskazuje przede wszystkim na ludzi. – Mając niewiele, potrafią być radośni, szczęśliwi. Potrafią obdarowywać innych swoją dobrocią, uśmiechem. Bo warunki materialne nie są najważniejsze.
Wspomina, gdy po raz pierwszy wrócił z Zambii. – Stanąłem na ulicy i pomyślałem: „Jakaś żałoba narodowa”. Każdy w swoim świecie, zamknięty jak w kokonie. W Afryce to nie do pomyślenia. Tu ludzie są w relacji z innymi cały czas. My te relacje tracimy. No i jest duchowość. Najważniejsza. Bóg jest oczywisty. „Nie wiem, co by było, gdybym nie miała wiary” – usłyszałem od dziewczyny, która każdego poranka wychodzi na pole kukurydzy...•