Kubuś szedł chodnikiem, trzymał babcię za rękę i patrzył na samochody. Szukał sportowych samochodów, takich bardzo szybkich, z szerokimi oponami, no, na pewno wiecie, o co chodzi.
Być może zastanawiacie się, dokąd Kubuś szedł z babcią. Otóż – szli do przedszkola.
Kubuś lubił przedszkole. Bardzo lubił. Może w to nie uwierzycie, ale lubił nawet leżakować. Tak, to prawda, nie pomyliłem się – lubił leżakować. I w ogóle wszystko lubił w przedszkolu... No, może nie lubił rytmiki, bo na rytmice trzeba jakoś tak dziwnie machać rękami i nogami. Ale poza rytmiką w przedszkolu lubił wszystko.
A więc, jak zawsze, z zadowoleniem szedł do przedszkola, lecz tego dnia stała się dziwna rzecz. Kiedy tak szedł, jak zwykle, trzymając babcię za rękę, nagle pomyślał, że jest tak pięknie na dworze, tak wiosennie i nareszcie ciepło! A zaraz potem przypomniał sobie, że strasznie dawno nie był w zoo! I kiedy o tym pomyślał, to z wrażenia aż przystanął.
Babcia też przystanęła i była bardzo zdziwiona:
– Kubusiu! Co się stało?! Spóźnimy się do przedszkola!
– Ale babciu! – Kubuś był bardzo przejęty – mam do ciebie wielką prośbę. Wielką!
– Jaką masz prośbę, Kubusiu? – zapytała babcia i ciągle była zdziwiona. Pomyślała pewnie, że jej wnuczkowi chodzi o lizaka albo – co gorsza – o chipsy paprykowe.
– Babciu, chodźmy do... zoo – powiedział Kubuś.
– Do... zoo? – babcia była tak zdziwiona, że aż przykucnęła obok wnuczka. – Do zoo?!
– Tak. Do zoo. Strasznie dawno nie byłem w zoo!
– Oczywiście, że pójdziemy do zoo, Kubusiu. Na pewno w sobotę albo w niedzielę mama i tata zabiorą cię do zoo, jeśli tylko ich poprosisz i jeśli tylko będzie ładna pogoda...
– Ale babciu, TERAZ chodźmy do zoo! – Kubuś nie dawał za wygraną.
– Teraz? Do zoo? Teraz?! – babcia była baaaardzo zdziwiona, o wiele bardziej niż przed chwilą.
– Tak, teraz, babciu, proszę cię, chociaż na chwilę – bardzo ładnie poprosił Kubuś.
– No, a przedszkole? Przecież wiesz, że właśnie idziemy do przedszkola, prawda?
– Tak, ale tylko na chwilę pójdziemy do zoo, a potem wrócę do przedszkola. Na leżakowanie na pewno zdążę! Na pewno! – zapewniał Kubuś coraz bardziej zdziwioną babcię.
Babcia popatrzyła na Kubusia, zmarszczyła brwi, uśmiechnęła się, a następnie powiedziała:
– Dobrze. Jedziemy do zoo. Ale tylko na chwilę.
Kubuś znowu szedł z babcią chodnikiem, lecz teraz nie zmierzali już wcale w stronę przedszkola. Szli na przystanek tramwajowy.
– Wiesz co, babciu? Najbardziej mi zależy, żeby zobaczyć słonia. Jak byłem z tatą w zoo, to słonia nie było, a teraz może już jest, bo miał przyjechać do zoo i nawet zrobili mu nowy dom.
– Dobrze, Kubusiu, zobaczymy słonia, czemu nie? To znaczy – zobaczymy, czy słoń jest, a jeśli jest, to go zobaczymy – powiedziała babcia, a kiedy to powiedziała, właśnie nadjechał tramwaj.
Tramwaj jechał wolno, ale podróż nie trwała długo, bo do zoo nie było bardzo daleko. Kilka ulic, potem mostem przez Wisłę, i już.
Kubuś był bardzo zadowolony. I wcale nie narzekał, że z przystanku do zoo trzeba było iść. Czasem narzeka, kiedy musi chodzić, bo męczy się i nudzi, kiedy chodzi. Ale teraz nie narzekał.
Gdy doszli do zoo, okazało się, że jest zamknięte. Ze zdziwienia aż przystanęli. Jak to – zamknięte? Kasy zamknięte. Brama zamknięta. Pusto, nikogo nie ma. Jak to możliwe?
– Godziny otwarcia: od dziesiątej do zmroku. W weekendy – od dziewiątej do zmroku – przeczytała babcia informację przy kasie.
– I co teraz, babciu? Co my zrobimy? – dopytywał się Kubuś i był bardzo przejęty i zmartwiony.
– Nic się nie martw, Kubusiu – babcia uśmiechnęła się tajemniczo. – Poradzimy sobie.
Babcia poszperała w torebce i wyciągnęła dwie pary ciemnych okularów.
– Proszę, Kubusiu, załóż te okulary – powiedziała z tajemniczą miną. – Ja też założę...
– Ale, babciu, po co nam te oku...? – dopytywał Kubuś, ale nie zdążył dokończyć pytania, bo babcia położyła mu palec na ustach.
– Ciii. Cicho, nic nie mów, o nic nie pytaj. Zakładaj, i już. To nam pomoże dostać się do zoo – powiedziała stanowczym tonem.
Założyli okulary, po czym babcia wzięła Kubusia za rękę i ruszyła w stronę wejścia. Doszli do furtki, która była zamknięta na grubą kłódkę.
– Widzisz tam w płocie dziurę? Wchodzimy tamtędy – powiedziała, a właściwie nie powiedziała, tylko rozkazała babcia.
– A jak nas ktoś zobaczy, babciu?
– Właśnie o to chodzi, mój kochany, że nikt nas nie zobaczy. To dzięki tym okularom. Jesteśmy niewidzialni. Nic nam nie grozi. Idziemy.
Kubuś był trochę zdziwiony. Dziwne było to, że babcia chciała przejść przez dziurę w płocie. Dziwne były te okulary. A najbardziej dziwne było to, że byli teraz niewidzialni. „Skąd babcia ma te okulary? I dlaczego nigdy o nich nie mówiła?” – zastanawiał się Kubuś. Długo się jednak nie mógł zastanawiać, bo babcia już przeszła przez dziurę w płocie i podała mu rękę.
Szli teraz pustą alejką. Kubuś był bardzo przejęty tym wszystkim i cieszył się, że wreszcie jest w zoo. Nagle z bocznej alejki wyszedł jakiś pan z workiem na plecach. „Pewnie tu pracuje i właśnie idzie karmić lwy albo słonia” – pomyślał Kubuś.
– Babciu, a co będzie, jak ten pan nas zobaczy?! – zaniepokoił się.
– Nic się nie bój, on nas nie widzi – uspokoiła go babcia. – Tylko nic nie mów. Jesteśmy niewidzialni, ale nie jesteśmy niesłyszalni. Nie może nas usłyszeć, bo pomyśli, że spotkał jakieś duchy!
– Dobrze babciu, to ja już teraz nic nie będę mówił – powiedział Kubuś i zamilkł czym prędzej, ponieważ pan z workiem na plecach był już bardzo blisko.
Ku przerażeniu Kubusia, pan z workiem na plecach przystanął, spojrzał na niego, położył worek na ziemi, wziął się pod boki i powiedział:
– Co ty tu robisz, chłopcze? Jak się tu dostałeś?
– Ja? Eeee... – Kubuś naprawdę nie miał pojęcia, co powiedzieć! Przecież babcia mówiła, że jest niewidzialny!
Babcia tymczasem grzebała pospiesznie w torebce, mrucząc do siebie z niezadowoleniem. Pan z workiem na plecach, który nie miał już worka na plecach, wpatrywał się w Kubusia, a Kubuś w dalszym ciągu zupełnie nie wiedział, co powiedzieć, więc nic nie mówił. Podrapał się tylko w głowę i znowu wymamrotał coś w rodzaju „eeee”.
Jak myślicie, co się stało? Dlaczego Kubuś nie był niewidzialny, mimo że babcia powiedziała przecież, że jest niewidzialny? Oczywiście – odpowiedź jest prosta: babcia przez pomyłkę dała Kubusiowi zwykłe okulary! Na szczęście szybko wygrzebała z torebki te właściwe i już po chwili pan z workiem na plecach, który nie miał już worka na plecach, otworzył szeroko buzię ze zdziwienia, ponieważ chłopiec nagle zniknął!
– Babciu, czy ten pan mnie już teraz nie wi... – zaczął mówić Kubuś, ale nie dokończył.
– Ciii – szepnęła babcia i położyła mu palec na ustach. Pan z workiem na plecach, który nie miał już worka na plecach, z wrażenia usiadł na worku i rozglądał się dookoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |