"Pocieszam się, że życie człowieka to coś więcej niż tylko biologia. Jest w nim pierwiastek ducha, tchnienie Boga. Inaczej nic nie miałoby sensu" - pisze Adam Tomczyk.
Listopad to dla Polaków niebezpieczna pora? – pyta Wielki Książę w "Nocy listopadowej" Stanisława Wyspiańskiego. Makrot odpowiada: "(...) Jest to pora, gdy idą między żywych duchy i razem się bratają". Może jest to wspomnienie jakichś historycznych wydarzeń, a może nie? Na naszych oczach zmienia się postać tego świata, kwestionowane są wartości i jak w średniowieczu szaleje zaraza. I takie konteksty ma tegoroczny listopad, w którym tradycyjnie odwiedzamy groby naszych bliskich. Teraz, w dobie koronawirusa, ta tradycja jest zakłócona, ale przez to rozciągnięta na cały miesiąc. Ten epidemiczny zakaz na Wszystkich Świętych i na Dzień Zadusznych uświadomił nam, że to nie tylko tradycja, ale motyw naszej tożsamości narodowej i rodzinnej. To obowiązek pamięci.
Gdy idę na cmentarz, mijam milczące mogiły opanowany i spokojny. Dopiero fotografia zmarłej osoby wzbudza we mnie uczucie zadumy, nostalgii i dojmującego smutku. Dla nich już skończył się świat, a przecież byli wśród nas nie tak dawno. To spojrzenie z nagrobnej fotografii przywołuje zza grobu człowieka i ożywa on w mojej pamięci. Przecież pamiętam te twarze znajome, pamiętam je uśmiechnięte, czasem zmęczone, często pogodne, a niekiedy zatroskane. Ale tu, na ceramicznej fotografii, niosą w sobie już znamię przeszłości. Są już po drugiej stronie. Nagrobne zdjęcie jest dowodem na ich istnienie, na ich byt pomiędzy żywymi. Nawet imię i nazwisko ograniczone klamrą dat, choć wykute w granicie, nie jest tak wymownym dowodem. Żadne zapisy w "Liber Natorum" czy "Liber Mortuorum" nie przywracają o zmarłych pamięci tak jak fotografia. Jedynie słowa poezji wzniecają w nas emocje i wzruszenie. Przypomina mi się krótki, ale jakże listopadowy wiersz Tadeusza Nowaka. "Dziewczyna z fotografii".
Smutna dziewczyna z fotografii
płakać nie umie, nie potrafi.
Trzyma na ustach liść uśmiechu
i jest jak drewno bez oddechu
smutna dziewczyna z fotografii.
Nie ma już nic pomiędzy nami,
zgasły wieczory z księżycami
i lasy zgasły, gdzie igliwie
nosiło stopy twe wstydliwie.
Tak jak poezja, fotografia nagrobna porusza najczulsze struny mojej duszy. Dla nich już zgasło słońce. Innego końca świata nie będzie – powiada staruszek w wierszu Czesława Miłosza, podwiązując pomidory. Fotografia jest obrazem zatrzymanym w czasie, zapisem chwili. Jest jak wieczność.
Cisza cmentarza w Zdrochcu, utrwalonego na fotografii, przenika się z milczeniem umarłych. Wszystko jest statyczne, nawet drzewa i kwiaty, które przecież mają w sobie pierwiastek życia, są nieme jak draperie tkaniny w scenografii teatru świata. Zachodzące słońce jeszcze rozświetla dolny skrawek nieba, jakby chciało tym umarłym zapalić znicz na obietnicę pamięci. I te chmury granatowe, ciężkie nad horyzontem, a wyżej białe poszarpane. Zastygły obraz małego wiejskiego cmentarza. Ale przecież wystarczy spojrzeć poza kadr, by dostrzec, że pulsuje światło, drgają listki drzew, a chmury z każdą chwilą są inne. I zajdzie słońce w tym odwiecznym cyklu dnia i nocy. Listopadowa noc rozjaśniła się tysiącem zniczy i parafialny kościół w tle, wieża celująca w niebo.
Choć wiem, że jutro znów wstanie dzień, inne już będą chmury, opadną z drzew kolejne liście, może będzie deszcz albo słońce oświetli naszą część ziemi, tchnie życie we wszystko, tylko umarli nie wstaną. Wiem też, że kiedyś to słońce spopieli ziemię, a potem zacznie się wszystko zapadać i wybuchnie supernowa, i rozniesie w przestrzeń zimnego kosmosu wszystkie atomy, i już nawet nie będzie pamięci.
Pocieszam się, że życie człowieka, to coś więcej niż tylko biologia. Jest w nim pierwiastek ducha, tchnienie Boga. Inaczej nic nie miałoby sensu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |