Kręci mnie Madryt

A jakby tak w sam środek wakacyjnego klimatu wbić krzyż? A w tłum beztroskich młodych wilków wpuścić nawiedzoną zakonnicę, starego papieża, nawróconego żołnierza czy niespełnionego architekta? Co wtedy? Wszystko albo nic.

Parafialny bus. Ogromna rzadkość w parafiach diecezji. Tutaj jednak jest i służy: a to wyprawie młodzieży do Bukowiny Tatrzańskiej (żeby nie zmarnować ferii), a to dotarciu do Wierzbic, gdzie siostry opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi (żeby je odwiedzić i dać im trochę siebie), albo pielgrzymce proboszcza z ojcami ministrantami (ci drudzy są podporą tego pierwszego, trzymają więc razem) ewentualnie zwykłemu wypadowi do kina lub na stok (bo wtedy młodym najkrócej do księdza, ich opiekuna). Słowem: parafialny bus – zaproszenie do zaangażowania.

Płonę!

Młody ksiądz Paweł Łabuda nie mógł ścierpieć, że jeszcze tylko chwila i przejdzie mu koło nosa szansa na wielką wakacyjną przygodę. Wielką nie tyle przez krajobrazy (ostatecznie zawsze można obejrzeć sobie ładne zdjęcia w albumie albo dać się wciągnąć w pasjonującą relację na Travel Planet), ale z powodu klimatu (i nie idzie o temperaturę powietrza, bo to także można sobie załatwić na miejscu, w saunie). – W 2005 r. byłem w Kolonii – wspomina wikary z Bielawy, wtedy kleryk. – Tam po raz pierwszy spotkałem setki tysięcy młodych, dla których katolicyzm nie jest wstydliwym obciążeniem w spadku po rodzicach. Jest oczywistością. Duchowym powietrzem, o którym się nie myśli w żaden specjalny sposób, ale dzięki któremu się żyje! – zapala się, a policzki płoną rumieńcem. – Przez kilka dni widziałem, jak może wyglądać świat, w którym pozwala się, żeby ewangeliczna wiara była zasadą porządkującą relacje, zachowania i czas. Przejmujące doświadczenie. Chciałem więcej! – zapewnia.

Czas seminarium nie pozwolił jednak na wyjazd do Sydney, gdzie Benedykt XVI zaprosił młodych z całego świata. Potem były święcenia kapłańskie i pierwsza placówka: parafia pw. Wniebowzięcia NMP w Bielawie. – Nie jest łatwo pozbierać się w pierwszych miesiącach pracy duszpasterskiej, dlatego pewnie Pan Bóg upomniał się o swoje, stosując wybieg – opowiada.

Con mucho gusto!

– Usłyszałem, gdy zatelefonowałem do Jacka Kowalewskiego z propozycją, by pomógł mi zorganizować parafi alny wyjazd na Światowe Dni Młodzieży do Madrytu – cieszy się ks. Paweł (jego znajomy odpowiedział bowiem: „Z przyjemnością!”). To miniony październik, to znaczy, że od dwóch lat trwały już przygotowania do Madrytu. Od dwóch lat młodzi z całego świata pokonywali kolejne etapy drogi na 26. spotkanie z papieżem. Czy można to jakoś nadrobić? – kołatało w głowie księdza od młodych.

Skąd się wziął pomocny Jacek? – Pan Jacek ze swoją rodziną to jasnogórscy pielgrzymi. Szli w mojej grupie – mówi ks. Paweł. A ponieważ mieszkają w Madrycie, to nietrudno było uznać, że Pan Bóg wie, co robi. – To rzeczywiście był pierwszy impuls, żeby wybrać się do Madrytu – przyznaje wikary. – Zacząłem się rozglądać za kimś, kto pomoże mi w przejściu oficjalnych procedur zgłoszenia parafialnej grupy. Było już późno – opisuje kolejne kroki. – Zagadnąłem o wsparcie ks. Krzysztofa Orę. Ten mi odpowiedział, że owszem, coś się w tym temacie robi, ale aktualnie fotel dyrektorski tej imprezy ma wakat – śmieje się. I tak, zupełnie niechcący, wikary, który myślał o sobie i swoich ludziach, zaczął myśleć o młodych całej diecezji. I myśli. Intensywnie i skutecznie. A bus zamienił na autobus, chociaż już nie parafialny.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| MADRYT, ŚDM

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie