Pusty grób brata Mirka
- Meblów to oni nam przestawiać nie będą. Jak przychodzą na zupę, to niech się stosują do Bożych zasad - mówi brat Mirek. Sam był bezdomnym, teraz chce pomagać innym. Tomasz Gołąb/ GN

Pusty grób brata Mirka

Brak komentarzy: 0

Agata Ślusarczyk; GN 16/2011 Warszawa

publikacja 23.04.2011 23:17

Żaden pan! Brat Mirek jestem, tylko taki bez habitu – śmieje się na powitanie. Spod finezyjnego kubraka wystaje koszula w arabskie wzory. Rzeczywiście, żadne „oficjalności” do brata Mirka nie pasują. To chodząca Boża radość. – Siostro, pokażę ci coś – mówi.

 

Wielkanoc z połówką chleba

O swoim dawnym życiu brat Mirek opowiada ze wstydem. – Ech, różne się rzeczy wtedy robiło. Przez 18 lat pracowałem jako parobek w Świętokrzyskiem. Był alkohol, dyskoteki, karty tarota, astrologia, czasami nawet coś się ukradło – wylicza. Najbardziej boli go ten tarot. Kiedy było mu naprawdę ciężko, zadzwonił do wróżki Joanny, która poleciła mu kupić karty. Kupił, ale nigdy ich nie postawił. Wcześniej wpadł mu w ręce wywiad z egzorcystą, który przestrzegał przed konsekwencjami takiej zabawy. Pierunem karty spalił, ale niesmak pozostał. – Czułem, jakbym przestał ufać Jezusowi – wyznaje po latach.

A Bóg? Brat Mirek twierdzi, że już wtedy się o niego upominał. Wykrzyczał chlebodawcy, że łamie siódme przykazanie. Wyjechał do Warszawy. Do pracy już nie wrócił. Cały następny rok spędził w parku, na ławce. Łatwo nie było. Rano budziły go miejscowe psy, Wielkanoc spędził z połówką chleba i wodą, na jesieni przykrywał się liśćmi. Codziennie chodził na Miodową na zupę. Ale do Boga na początku wrócić było trudno. Dwa tygodnie zbierał się, zanim wszedł do kościoła. W końcu się przełamał. Zapisał się do Odnowy w Duchu Świętym. Chodził także na czwartkowe spotkania dla bezdomnych organizowane przez braci kapucynów.

Bóg wyciągnął mnie z grobu

Choć był już na dobrej drodze, stare zwyczaje jeszcze zostały. Czasami pił na umór. A potem trzy dni spał. Raz obudził się bez niczego. „Dobrze, że chociaż ubranie zostawili” – pomyślał. – W jednej chwili wytrzeźwiałem. Co dalej? Odkryłem w sercu pragnienie, żeby służyć bezdomnym. Kilka dni później stał w kolejce po zupę na Miodowej. Przyszedł brat Piotr Wardawy, kapucyn od bezdomnych i zaproponował pracę. – Wtedy tego nie widziałem, ale Bóg cały czas był przy mnie. Całą tą pokręconą drogą doprowadził mnie do zmartwychwstania. Dlatego chcę być świadkiem, że Chrystus może wyciągnąć człowieka z najgorszego grobu – wyznaje. Czy inni bezdomni mu uwierzą?

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama

Autopromocja