Czego się boicie?

Kiedy komuniści likwidowali Centralę Krucjaty Wstrzemięźliwości, on śpiewał Magnificat. – Jeśli Bóg do czegoś dopuścił, to z zamiarem uczynienia czegoś lepszego – przekonywał.

Ks. Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 r. w Rybniku. Wielki idealista, humanista, przywódca. Osobowość charyzmatyczna i niesamowita konsekwencja w realizacji życiowych wyborów. Zawsze do przodu. Wyprzedzał każdą epokę, w której przyszło mu żyć. Cechowała go odwaga, która dla niektórych graniczyła z brawurą, a tak naprawdę wynikała z przekonania, że nie może się bać ten, kto zaufał Bogu, że jedyne, co zniewala, to właśnie lęk. – Często powtarzał: „Czego się boicie? Oni nic nam nie mogą zrobić (władze komunistyczne – przyp. A.P.), co najwyżej mogą nas zabić” – wspomina Dorota Seweryn, jedna z najstarszych i najbliższych współpracownic ks. Blachnickiego.

W rękach Opatrzności

O śmierć otarł się kilkakrotnie. Zawsze cudem od niej uchroniony. Pierwsze doświadczenie ocalenia miało miejsce w kilka tygodni po urodzeniu. Wybuchło III powstanie śląskie. W Rybniku trwały ostre walki, również na terenie szpitala Spółki Brackiej, gdzie mieszkali Blachniccy. Kiedy liczna rodzina została ewakuowana, okazało się, że zapomniano o najmłodszym dziecku, Franciszku. Jeden z powstańców zdecydował się pójść po niego i z narażeniem życia przyniósł go do matki. – Jest to rys w biografii ks. Blachnickiego, o którym chętnie wspominam – mówi ks. Adam Wodarczyk, moderator generalny Ruchu Światło– Życie, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Blachnickiego. – Świadczy o tym, jak bardzo był umiłowany przez Opatrzność. Bóg miał wobec niego przeogromne plany.

W 1938 r. ukończył gimnazjum w Tarnowskich Górach. Aktywnie działał w harcerstwie. Ci, którzy wówczas znali Franciszka, postrzegali go, jako chłopaka przebojowego. On sam określał się, jako nieśmiały i skryty. – Ta rozbieżność świadczy o tym, jak bardzo ks. Blachnicki potrafił od najmłodszych lat stawać ponad własnymi słabościami, przekraczać siebie – twierdzi ks. Wodarczyk. – Znane są jego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy posłany po sprawunki, kilka godzin potrafił spędzić przed sklepem, zanim zdecydował się wejść do środka. Własną pracą kształtował swój charakter.

Z ateizmu do wiary niezłomnej

Zdolny, myślący samodzielnie w okresie dojrzewania właściwie stracił wiarę. Przyjął postawę wyznawcy świeckiego humanizmu. Konsekwentnie, będąc jeszcze w gimnazjum, nie przyjął sakramentu bierzmowania. Lata okupacji, pobyt w obozie w Auschwitz, potem w areszcie w Katowicach, wyrok skazujący na karę śmierci, te wydarzenia, pogłębiały taki stan ducha. Po latach wspominał: „Odczułem, jak niewiele wspólnego ma z życiem to chrześcijaństwo, które przejęliśmy wraz z wychowaniem. Moje chrześcijańsko-humanistyczne ideały nie wystarczały w tej granicznej sytuacji”. W celi śmierci nie skorzystał nawet z możliwości spowiedzi. Potrzebne było światło z góry, by dokonało się nawrócenie.

Podczas oczekiwania na wykonanie wyroku śmierci przeżył najważniejszy moment swojego życia, który zaowocował głęboką przemianą serca. Pod koniec życia, w swoim duchowym testamencie, nazwał ten dzień (17 czerwca 1942) „dniem swoich narodzin”, w którym otrzymał dar wiary nadprzyrodzonej, „jako zupełnie nowe, nie ludzką mocą zapalone światło, które świeci nawet wtedy, gdy nie pada jeszcze na żaden przedmiot i trwa cicho, nieporuszenie jak gwiazda, świecąc w ciemnościach i sama będąc ciemnością” (Testament, 17 czerwca 1986). Ta rzeczywistość wiary definiowała całe przyszłe życie ks. Blachnickiego i wyznaczała wszystkie jego drogi, wszystkie podejmowane decyzje. Fenomen wiary konsekwentnej, która już do końca życia pozostała niewzruszona.

– Myślę sobie, że gdyby w życiu ks. Franciszka nie dokonało się owo nawrócenie, to osobowości stałby się przywódcą, choć może nie na polu wiary – twierdzi moderator generalny Ruchu Światło–Życie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie