Pokój rodzi się z dystansu. Dystansu, jaki wobec problemów codzienności daje dotknięcie innego świata.
Spokojna tafla górskiego stawu czerwieniejąca w ostatnich promieniach zachodzącego słońca i lekko kołyszące się na wietrze gałązki kosodrzewiny? Czy może pogodny wieczór i zasypana śniegiem ścieżka, jedyna łatwa droga powrotu do cywilizacji? A może rozpalone w ciemną noc ognisko i gwiazdy migoczące na niebie? Chyba łatwiej byłoby to namalować. Gdy trzeba pisać o tym, czym jest pokój, trudno znaleźć słowa. Ale pokój chyba rodzi się z dystansu. Dystansu do problemów codzienności, jaki przynosi dotknięcie innego świata. Dopuszczony na Eucharystii do świętych tajemnic chrześcijanin ma okazję doświadczyć takiego właśnie pokoju.
„Pokój zostawiam wam, pokój mój wam daję. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję” – powiedział Jezus swoim uczniom w obliczu męki. Wyrwane z kontekstu długiej mowy pożegnalnej Jezusa zdanie nie przynosi odpowiedzi na pytanie o naturę tego daru pokoju. Także lektura najbliższego kontekstu niewiele daje. Odpowiedź przynosi dopiero ostatnie zdanie mowy Jezusa znajdujące się całe dwa rozdziały dalej. „To wam powiedziałem, abyście pokój mieli we mnie. Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył świat”. Pokój, który przynosi Jezus rodzi się z dotknięcia świata, w którym zło zostało pokonane.
Podczas Mszy, po aklamacji: „Bo Twoje jest królestwo i potęga i chwała na wieki”, w modlitwie kapłan przypomina o pokoju, który stał się udziałem ludzkości dzięki Jezusowi Chrystusowi. Robi to różnymi słowami. W zależności od okresu roku liturgicznego. Ale najczęściej wspomina właśnie to ewangeliczne pożegnanie Jezusa z uczniami. „Panie Jezu Chryste, Ty powiedziałeś swoim Apostołom: Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności”.
Wręcz bezczelnie dla współczesnych potomków średniowiecznych katarów (to znaczy czystych) może brzmieć prośba, by Bóg nie zważał na nasze grzechy. Czy nie po to dał prawo, by go przestrzegać? Czy nie powinno się tępić w sobie (a przy okazji w innych) wszelkich przejawów zła? A jednak przebijająca przez słowa modlitwy mądrość Kościoła każe nam nie zapominać, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. I że gdyby Bóg skrupulatnie wymierzał nam sprawiedliwość, nikt z nas by się nie ostał. Dlatego kapłan w naszym imieniu prosi, by dobry Jezus wejrzał raczej na naszą gorącą wiarę; wiarę celnika Zacheusza, jawnogrzesznicy, Dobrego Łotra, gorliwych, acz zarozumiałych synów Zebedeusza, świadomego swojej niegodności setnika z Kafarnaum czy płaczącego nad swoją zdradą Piotra. Niech mimo naszych grzechów i słabości Zwycięzca da nam pokój. Taki, którego świat, żaden człowiek, żadna władza, żadna sprawa, dać nie może. Niech połączeni tym pokojem zjednoczymy się w naszym Panu, Jezusie Chrystusie. Tym, który – jak przypomina na koniec modlitwy kapłan - żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
To życzenie jeszcze raz wyraża celebrans, gdy mówi: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami”. A my, życząc mu tego samego słowami „i z duchem Twoim”, na wezwanie: „Przekażcie sobie znak pokoju” czynimy gest mający wyrazić nasze życzenia wobec braci. Podana sąsiadowi otwarta dłoń nie przekaże mu Chrystusowego pokoju. Bo ten jest darem, który tylko On może dać. Ale jest znakiem, że w duchu Bożego pokoju chcemy wzrastać, dojrzewać i czynić jak najwięcej, by nasza ziemia stała się przedsionkiem nieba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |