Mimo że ich widok w kościelnym prezbiterium już nikogo nie dziwi, kolejki po Komunię św. od nadzwyczajnych szafarzy wciąż są krótsze niż do księży. – A przecież nieważne kto daje, tylko Kogo daje – uważa Józef Buczak, szafarz z Lubina.
W lubińskiej parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego służy dziewięciu nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. Pierwsi pojawili się tam 18 lat temu. Wtedy to właśnie ordynariusz legnicki, którym wtedy był bp Tadeusz Rybak, zezwolił na pełnienie tego rodzaju posługi.
W lubińskiej wspólnocie o bardzo widocznym, górniczym charakterze stała i wysoka liczba szafarzy potwierdza przywiązanie ludzi ciężkiej pracy do wiary swoich ojców. Czy górnicze z gruntu środowisko determinuje charakter tej posługi? Czy ma wpływ na stałą, dużą liczbę szafarzy? Wiadomo na pewno, że dzięki temu odwiedziny chorych z Najświętszym Sakramentem mogą się tu odbywać w każdą niedzielę. Inaczej odbywałyby się – jak w wielu innych parafiach – w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Dystans do siedzącego
Kandydata na nadzwyczajnego szafarza wskazuje proboszcz. To zadanie trudne, bo niesie ze sobą spore brzemię odpowiedzialności. Poza tym wymaga wiedzy i taktu. Mimo to ks. Wiesław Migdał, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego w Lubinie, zapewnia, że jeszcze się nie pomylił w swoich typowaniach. – Poza tym, że po roku czy dwóch dwie osoby zrezygnowały z pełnienia tej posługi, ci, których teraz mamy, trzymają się i są pewni – mówi.
Ta pewność zasługuje na szczególny szacunek. Bo bycie szafarzem to nie tylko odpowiedzialność i misja. To także borykanie się z niezrozumieniem i dystansem części wiernych. Niektórzy uważają, że człowiek świecki nie powinien rozdawać Komunii św. – W naszym kościele nigdy nie było tak, żeby ksiądz siedział, a szafarze rozdawali Komunię św. No ale cóż, ludzie mają wybór – mówi ks. Migdał.
Załatwione z Panem Bogiem
Józef Buczak pracował kiedyś w kopalni, ale na powierzchni, jako mechanik. Nadzwyczajnym szafarzem jest od 14 lat. Kiedy ks. Migdał zaproponował mu wykonywanie tej posługi, w pierwszym odruchu zgodził się, a potem chciał się wycofać. – Myślałem nad tym, czy jestem godzien. To przecież bardzo poważna sprawa. Wydawało mi się wtedy, że to ponad moje siły – wspomina. Te wątpliwości rozwiał bp Tadeusz Rybak i to już podczas pierwszego spotkania. Podobne zastrzeżenia miał Edward Rewers, jeden z najstarszych szafarzy w parafii. Jego obiekcje rozwiała najbliższa rodzina. Za to Stefana Nawrota bez problemu przekonał ks. Migdał. – Nie wiem, jak on to z Panem Bogiem załatwił – uśmiecha się na to wspomnienie pan Edward.
Józef Buczak co niedzielę idzie najpierw na Mszę św. o 7.00, a później odwiedza 3–4 chorych w domach. Ludzie różnie reagują na te jego odwiedziny. – Chorzy są szczęśliwi z tych wizyt. Ale zdarza się, że ich krewni nie mają zrozumienia dla naszej posługi i dają to dość mocno do zrozumienia. „Jakiś chłopek do matki” – usłyszałem niedawno. A ja nie jestem żaden „chłopek”, tylko przyszedłem z Najświętszym Sakramentem – mówi. – Tylko, że ja się tym nie przejmuję. Apostołowie też uczestniczyli w łamaniu chleba, a potem nieśli go do chorych, do więzień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |