"Rozmowa miesiąca" z Księdzem Profesorem Waldemarem Chrostowskim
Co się tyczy Biblii i biblistyki, niezwykle pilnym zadaniem jest przywrócenie i odnowa nauczania języków biblijnych, czyli hebrajskiego i greckiego, zarówno w nauczaniu seminaryjnym, jak i na wydziałach teologicznych. Paradoks polega na tym, że pod tym względem po II Soborze Watykańskim dokonały się w Kościele katolickim zmiany na gorsze. Postulując „powrót do źródeł”, czyli przede wszystkim do Biblii, a także „wiosnę biblijną”, znacznie ograniczono, a nawet usunięto z programu studiów języki biblijne, zastępując je nawet nie językami nowożytnymi, lecz przedmiotami socjologicznymi i psychologicznymi. Młodzi kapłani i absolwenci teologii nie są w stanie przeczytać, nie mówiąc o przekładzie, małego fragmentu Biblii w oryginale hebrajskim, aramejskim czy greckim. To samo dotyczy słabości i miernoty w nauczaniu łaciny, języka Kościoła katolickiego. Gdyby nauczanie języków biblijnych stało na lepszym poziomie, stan naszej biblistyki, który osiągamy po studiach zagranicznych, byłby znacznie szybciej i łatwiej, a zarazem taniej, do osiągnięcia w ramach studiów podejmowanych w kraju.
Współczesne osiągnięcia cywilizacyjno – techniczne także wydają się sprzyjać badaniom i wspierają adeptów nauki – możliwość studiów zagranicznych, dostęp do najnowszej literatury, swoboda uczestniczenia w konferencjach, sympozjach, adekwatne korzystanie z internetu, itd.
- Mamy pod tym względem zupełnie inny świat niż dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Długo by wyliczać gwałtowne zmiany, jakie się dokonały. Dzisiaj można tylko z dowodem osobistym udać do Rzymu, przeprowadzić tam kwerendę w bibliotece Papieskiego Instytutu Biblijnego i w ciągu kilku godzin wrócić do Polski. Tylko nieco więcej zabiegów (paszport) wymaga wyjazd do Jerozolimy (paszport). Są też fundusze na naukę i studiowanie. Rzecz w tym, że pieniądze na ten cel są w czyjejś kieszeni i wola prowadzenia badań naukowych musi być poprzedzona zapobiegliwością, która polega nie tylko na tym, by sprawnie poruszać się po bibliotece, ale też wiedzieć, jak skutecznie pozyskać środki na zamierzone działania i w najlepszy sposób je spożytkować. Dotyczy to zarówno osób duchownych, jak i świeckich. Nigdy dotąd w zagranicznych ośrodkach naukowych nie spotykało się tak dużej liczby adeptów biblistyki, jak obecnie.
W rozmowie z profesorem Michałem Wojciechowskim, pierwszym świeckim profesorem teologii w Polsce, dotknęliśmy również kwestii obecności i pracy naukowej osób świeckich w obszarze biblistyki. Kto może być biblistą? Czy to przestrzeń aktywności poznawczej tylko dla chrześcijan? Czy agnostyk będzie dobrym badaczem Pisma Świętego?
- Biblistyka katolicka jest częścią teologii. Teologia, według określenia św. Tomasza z Akwinu, który jest w tym względzie niewątpliwym autorytetem, to fides quaerens intellectum, czyli „wiara szukająca zrozumienia”. Konsekwentnie, jeżeli nie ma wiary, nie ma teologii, ani nie ma biblistyki w jej katolickim rozumieniu. O ile religiologia lub religioznawstwo mogą być uprawiane bez wiary, o tyle teologia, a zatem także biblistyka chrześcijańska istnieć bez wiary nie może. Odejście od fundamentu, jakim jest wiara religijna, bądź poważne osłabienie go, grozi nie tylko świeckim, ale także, czego skutki są bardziej dramatyczne, duchownym. I to niekoniecznie poprzez odejście ze stanu duchownego, ale poprzez spłycenie, erozję i powierzchowność uprawnia teologii, które stanowią następstwo osłabiania i podmywania wiary. Zatem nie przeceniałbym podziału na duchownych i świeckich. To prawda, że wcześniej obecność świeckich teologów w Kościele, zwłaszcza na polu akademickim, nie była tak widoczna, jak obecnie. Wydawało się, że dział nauczania kwestii religijnych i teologii jest domeną wyłącznie osób duchownych. Ale w ostatnich kilkudziesięciu latach i pod tym względem mamy wiele pozytywnych zmian. Obok duchownych, coraz więcej do powiedzenia mają osoby świeckie, które zajmują się sprawami wiary i jej racjonalizacji. Trudność polega na tym, jak ten ogromny potencjał właściwie wykorzystać. Myślę, że świeccy mają coraz mniej powodów do narzekań, ponieważ także na naszym sympozjum znaczący odsetek uczestników stanowią właśnie osoby świeckie. Mają one również plenarne wystąpienia, referaty i komunikaty, oraz biorą odział w dyskusji. Nie ma wśród nas podziału na duchownych i świeckich, ani nie przychodzi nam do głowy, żeby w taki sposób różnicować to grono. Ważne jest, co ktoś ma do powiedzenia, jak podejmuje i rozwija problemy badawcze. Ważne jest wreszcie to, jak osoba duchowna czy świecka komponuje się z całością gremium, do którego przynależy oraz jaki poziom odpowiedzialności reprezentuje.