Jeszcze parę miesięcy, ale niektórzy rodzice już chcą, by dziecko przyjęło Pana Jezusa poza własną parafią, inni wymyślają fikuśne kreacje, dzieci zaczynają marzyć o prezentach i liczą pieniądze. Całe szczęście, że można spokojnie i cicho.
Do proboszcza jednej z dużych miejskich parafii w diecezji przyszło 17 rodziców z prośbami o zgodę, by ich dzieci mogły się przygotować i przyjąć I Komunię Świętą w zupełnie innej parafii.
Moja parafia jest jedna
Rodzice mają swoje racje, a proboszcz swoje. Jednak za tymi drugimi stoją zasady diecezjalnego Kościoła, zapisane jasno w instrukcji o przygotowaniu do I Komunii św., która precyzyjnie określa, że miejscem naturalnym dla formacji dzieci jest ich parafia zamieszkania. I nie tylko zasady, lecz tradycja, która nie straciła na aktualności i słuszności. – Życie jest bogate, więc są wyjątki, ale z kolei nie można z nich czynić reguły – przyznaje ks. dr Bogusław Połeć, dyrektor Wydziału Katechetycznego tarnowskiej kurii. Konflikt jest gotowy. Jedną z dziewczynek rodzice już wypisali z DSM-u. Patrycja rok temu do Komunii poszła ze swoją klasą szkolną, ale poza własną parafią. – Czuła się dobrze w znanej sobie grupie. W parafii musiałaby poznać nowe dzieci, a to czasem stres. Poza tym jako rodzice uczniów z klasy znaliśmy się, więc czasem na przygotowaniach w kościele przekazywaliśmy sobie opiekę nad naszymi pociechami – mówi Ewelina, mama Patrycji. Dziecko zna swoją klasę i czuje się w niej dobrze – to stary argument podnoszony w takich sytuacjach przez rodziców. – Ale tę klasę ma jeszcze na 3–4 lata, a później będzie miało nową, a tymczasem konkretną parafię ma może na całe swoje życie – podkreśla ks. dr Połeć.
Czego dziecko wiedzieć nie musi?
Przenoszenie przygotowań dziecka poza parafię to niejedyny problem, z jakim stykają się duszpasterze, choć ten typowy jest dla miast. Inny to nadmierny materializm w przygotowaniach. – Usłyszałem kiedyś od jednej dziewczynki, że chętnie zaprosiłaby mnie na uroczystość komunijną, ale ta będzie w lokalu i mama mówiła, że dodatkowy gość sprawiłby, że byłoby za drogo – mówi wikariusz jednej z tarnowskich parafii. Rozmawiam z 9-latkami w tarnowskiej Szkole Podstawowej nr 9. Pytam o przygotowania, czy lokal zamówiony, wszystko już dograne. – My nie wiemy. To mamy się tym zajmują – przyznają z rozbrajającą szczerością Ola i Gabrysia, a mnie spada kamień z serca. – U nas rodzice sami o tym wiedzą, ale zawsze proszę, by nie wciągali dzieci w krąg przygotowań, bo jak zaczyna się przy nich mówić o gościach, przyjęciu, kosztach, prezentach, to absorbuje ich uwagę i odciąga od Najważniejszego – mówi ks. Janusz Maziarka, proboszcz w Radłowie pod Tarnowem. Z tego samego powodu rodzice o wielu sprawach dyskutują na swoich spotkaniach, ale dwie kwestie negocjacjom nie podlegają: stroje liturgiczne oraz tylko jeden fotograf i jeden kamerzysta w kościele. – Dzięki temu jest skromnie i spokojnie – dodaje ks. Janusz.
Prezenty
Sądeczanka Ania Gromada pamięta, że jej głowę zaprzątały w czasie uroczystości komunijnej takie kwestie, jak to, aby dobrze się ustawić, kiedy trzeba wstać, klęknąć, zapalić świecę. – Tak naprawdę zrozumienie i przeżycie przyjęcia Jezusa do serca przyszło chyba w czasie białego tygodnia – przyznaje. – To było dawno, ale emocje były duże, także te związane z prezentami, jednak powtarzałam sobie cały czas: „Myśl o Panu Jezusie, myśl o Panu Jezusie” – wspomina Karolina Michalik, studentka z Nowego Sącza. Dziś prezenty są chyba nieodłącznym elementem tej uroczystości. – Można sobie z rosnącym apetytem dzieci na prezenty radzić. Mówimy, że jak ciocia cię zapyta, co chcesz, a ty powiesz, że komputer, a jej nie będzie stać na taki prezent, to jak się będziesz czuł. Dzieci swoje rozumieją, a poza tym są wrażliwe – tłumaczy Jerzy Żurowski z Radłowa, rodzic dziecka pierwszokomunijnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |