Największą szansę mają te, które zakotwiczyły się przy żywopłotach. Pewno nie jest im łatwo w tym ciemny gąszczu, ale kosiarka ich nie dosięgnie.
Szwendając się wiosną po mieście, gdzieniegdzie widzimy pełno kloniątek, które wytrwale i na wyścigi wyrastają nie tylko na każdym możliwym kawałku ziemi, lecz także między kostkami chodnikowymi. Również na naszym małym balkonie próbują swoich sił. Jednemu z nich daliśmy szansę. Otrzymał swoją doniczkę i ma pole do popisu. Czemu nie? Może zaprzyjaźni się z naszą balkonową brzózką i tamaryszkiem.
Te klonowe maleństwa są niezwykle żywotne i niestety bardzo nietrwałe. Wybijają się ponad trawę, mlecze i stokrotki, ale i tak podzielają ich los, poddając się ostrzom kosiarki. Z tym że trawa, mlecze i stokrotki odrosną, a dla kloniątek oznacza to koniec ich ziemskiej przygody.
Większą szansę mają te, które zakotwiczyły się przy żywopłotach. Pewno nie jest im łatwo w tym ciemny gąszczu, ale kosiarka ich nie dosięgnie. Co najwyżej wielkie nożyce będą je regularnie przystrzygały i z czasem same staną się żywopłotem praktycznie bez szansy dosięgnięcia nieba.
Szczęśliwcy ulokowali się na terenach, którymi człowiek się zbytnio nie interesuje i rosną w gromadzie, zbyt ciasno jednak, żeby każdy z nich mógł być spokojny o swoją przyszłość. Walka trwa, tym razem z rodzeństwem o każdy promyk słońca, kroplę wody i przestrzeń pozwalającej się im swobodnie rozwinąć.
Coraz częściej słyszy się głosy, żeby pozwalać przynajmniej niektórym samosiejkom na swobodny wzrost. Tym bardziej, że sporo dorosłych drzew się wycina (bo są chore, martwe, albo na miejscu planowanego miejsca parkingowego), a sadzi się, jeśli rzeczywiście dochodzi do nasadzeń, rachityczne, ozdobne, dające mało cienia, drzeweczka, które często nie radzą sobie z trudnymi miejskimi warunkami...
*
Tekst z cyklu Spotkania z przyrodą
Ewa Winiarska-Drzyzga / Wiara.pl Kloniątka wytrwale i na wyścigi wyrastają nie tylko na każdym możliwym kawałku ziemi, lecz także między kostkami chodnikowymi.