Choć od wizyty w Urubicha minęło już prawie 5 lat, to bardzo lubię wracać tam wspomnieniami, bo drugiego takiego miejsca prawdopodobnie nie ma.
Do małej boliwijskiej wioski wiedzie nas droga, nie asfaltowa, a zwykła - ubita, prawie czerwona. Asfalt skończył się 40 km wcześniej. Dalej jest jeszcze jedna wioska San Jose, a następnie już tylko setki kilometrów dżungli, aż do Brazylii. Mieszkańcy to plemię Guarayos. Uzdolnione do twardego prowadzenia wojny i przeżywania sztuki. Mieści się tutaj Instytut Artystyczny, którego absolwentów można usłyszeć w najlepszych orkiestrach świata czy na przykładowym filmie na
Youtube .
Do tej szkoły uczęszcza większość młodzieży. Dzięki tradycji lutniczej w tutejszych chatach powstają też znakomite instrumenty muzyczne. Wszystko kręci się tutaj wokół stojącego w centrum kościoła, którego proboszczem jest polski franciszkanin.
Przepiękne krajobrazy, rozradowane dzieci i młodzież oraz wszechobecna muzyka grana na wysokim C, wywołują emocje, których nie sposób zapomnieć.