Wszystko, co malował, było Krynicą

Żyć poza tym miastem nie potrafił. Nawet wysiedlony wracał do niego piechotą. Choć był bezdomny i mówić nie umiał, stał się najbardziej znanym kryniczaninem na świecie.

W Krynicy-Zdroju lubił spędzać czas Józef Piłsudski, Krynicę pokochał Jan Kiepura, tutaj przyjeżdżają z całej Europy prezydenci, premierzy i ministrowie w czasie Forum Ekonomicznego, ale to właśnie bezdomny malarz – Nikifor Krynicki (jego właściwe nazwisko to prawdopodobnie Epifaniusz Dworniak, jak się długo po jego śmierci okazało) – stał się największym ambasadorem tego miasta w świecie. Uznany przez znawców sztuki za najwybitniejszego kolorystę, sam uważał, że o kolor trzeba Boga prosić. O swoim talencie i wielkości przekonany był zawsze. Spędził dzieciństwo w skrajnej nędzy i choć do końca życia mieszkał kątem u ludzi, jego obrazy wystawiane były w prestiżowych galeriach na całym świecie – w Paryżu, Brukseli, Amsterdamie, Wiedniu, Frankfurcie, Sztokholmie, Rzymie, Zagrzebiu, USA czy Izraelu. Dziś jego obrazy posiadają kolekcjonerzy nawet w Japonii.

Koledzy z ikon

Urodził się w 1895 roku. Był synem biednej, upośledzonej kobiety. Po niej zapewne odziedziczył bełkotliwą mowę, ale też ona zabierała go bardzo często do cerkwi, gdzie przy kolejnych świętych obrazach powtarzała mu, że to jego ojciec malował. Wyniośli święci z ikonostasów byli kimś bardzo bliskim dla Nikifora, trochę jakby „kolegami”.

„Na wielu jego obrazach łączy ich nawet pewna poufałość. Tadeusz Szczepanek, dyrektor sądeckiego muzeum w latach 60. i 70., wspominał, jak Nikifor, zwiedzając ekspozycję ikon, wykrzykiwał radośnie imiona świętych: »Mykoła!«, »Jerzy!«, »Dymitr!«, »Paraska!«, witając się z nimi jak z dobrymi znajomymi” – pisze na łamach „Almanachu Muszyny” Zbigniew Wolanin, pomysłodawca i kustosz Muzeum Nikifora w Krynicy.

Taka też była w jego rozumieniu pozycja artysty. Na autoportretach zawsze jest młody, elegancki, wzbudza podziw – inaczej niż w życiu, gdzie odbierany był jak dziwak i ktoś z marginesu. Ranga malarza według niego urasta do wielkości świętych, którzy mają prawo obcowania z Bogiem. W „Modlitewniku” – książeczce do nabożeństwa, którą sobie sam narysował – wśród orszaków świętych i aniołów zasiada on sam. Na jednej z najbardziej znanych jego prac – „Autoportrecie potrójnym” – występuje w aureoli i biskupiej mitrze. Ba, w cenionym przez znawców „Soborczyku” – zjeździe malarzy – artyści w szatach liturgicznych zasiadają za zastawionym stołem we wnętrzu wielkiej świątyni. Na najważniejszym miejscu – Nikifor. Z góry spoglądają na nich święci, a z naw bocznych malutcy, stłoczeni ludzie.

– Nikt inny nie podniósł tak wysoko rangi artysty w społeczeństwie, jak uczynił to Nikifor – komentuje Zbigniew Wolanin.

Prawie wszystko

Jeden ze znawców Nikifora mówił, że wszystko, co malował, było Krynicą. Malarz uwiecznił kurort na tysiącach swoich prac, ale malował jeszcze to, gdzie się dało z Krynicy dojść lub dojechać koleją, która go fascynowała. Powstawały cerkwie, kościoły, synagogi, dworce, węzły kolejowe i maleńkie stacyjki. Obszedł pewnie całą Łemkowszczyznę, a „Nikiforowym pociągiem” – jak zauważa Zbigniew Wolanin – da się dojechać nawet do zagubionych w górach łemkowskich wiosek, w których nigdy kolei nie było.

Choć Nikifor był przede wszystkim dokumentalistą rzeczywistości, na swoich obrazach wznosił też surrealistyczne budynki, które jak ikonostasy pną się niebotycznie w górę. „Poprawiał” też rzeczywistość. Tak przebudował muszyński rynek. Nakrył go na tym Janusz Roszko. Nikifor przygotowywał wówczas szkice do przyszłych obrazków z cyklu rynki i ratusze okolicznych miast, tj. Tuchowa, Tarnowa, Nowego Sącza czy Muszyny.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie