Piękna refleksja na ten moment. To pytanie "Czy Bóg zajmuje centralne miejsce w moim życiu" powinniśmy zadawać sobie często, bo szczera na nie odpowiedź pozwoli nam zastanowić się nad naszą duchowością. Wielu z nas przyznaje się do wiary, wielu manifestuje swoje przywiązanie do kościoła, ale, gdy przychodzi nam podjąć decyzję nie zastanawiamy się czy jest ona zgodna z wyznawaną przez nas wiarą. Często mamy nawyki, które pozwalają podjąć decyzje słuszne, ale w sytuacjach nowych jednak powinniśmy sobie dać szansę i prosić Ducha Świętego o pomoc. Obserwujemy w naszym otoczeniu wielu ludzi, którzy są przekonani o swojej nieomylności, wiemy, jak trudno ich przekonać do kompromisu. Są też ludzie, którzy stworzyli sobie szablony zachowań w określonych sytuacjach, też trudno ich przekonać, że jednak nie ma sytuacji identycznych. Tym wstępem chcę rozwinąć zasygnalizowany w powyższym rozważaniu problem jałmużny. Często słyszymy, że dawanie drobnych datków żebrakom to zaspakajanie swojego sumienia, a tak naprawdę nie jest to pomoc biedakowi. Nawet ksiądz, od czasu do czasu , zwraca uwagę na ten problem, nie wiem czy dlatego, że dawanie jałmużny przez wiernych przyciąga żebraków pod kościół, co czyni pewną niedogodność w otoczeniu, czy faktycznie ksiądz ma rację. Wiem, że Caritas w mojej parafii troszczy się o potrzebujących, ale gdy ostatnio wysłuchałam sprawozdania z finansów, to wydaje się, że ta pomoc jest niewielka, więc może jednak należy, oprócz ofiary na tacę, przygotować jakieś złotówki by położyć żebrakom. Zawsze, gdy wracam z mężem po mszy św. czuję się nieswojo, że oni tam siedzą na placu, a ja zaraz zjem ciepły objad w ciepłym mieszkaniu. Mąż jest przeciwnikiem dawania jałmużny, nie chcę zadrażnień. Jakich argumentów użyć by go przekonać, że jałmużna jest dobrym uczynkiem. Zaznaczam, że mąż zgadza się na wspieranie akcji Caritasu.