Przed wojną drzewo genealogiczne rodziny Rosenbaumów było imponujące. Po jej zakończeniu tych, którzy przeżyli, można policzyć na palcach.
Ukryta w budynku gospodarczym
Maria Koper w swoim pamiętniku, który urwał się na 8 dni przed wyzwoleniem, zapisała: „Pan Chorążkiewicz mnie wpuścił do obory i otrzepałam z siebie śnieg. Dostałam spazmów, a pan Chorążkiewicz jak ojciec mnie uspokajał. (…) Szczęście, że trafiłam do porządnych ludzi, bo inaczej to bym już nie żyła”. Mniej pochlebne zdanie o mieszkańcach jawi się z opisywanej przez Naomi Morgenstern historii Hany Gofrit w książce „Chciałam wzlecieć jak motyl”: „Miałam dziesięć lat, gdy wojna się skończyła. Pojechałyśmy z mamą do naszego miasteczka, do Białej Rawskiej. Chciałyśmy odnaleźć tatę i dowiedzieć się, czy może ktoś przeżył z rodziny. Przeszłyśmy obok naszego domu. Zajrzałyśmy do środka przez okno. Wszystko stało na swoim miejscu tak, jakbyśmy go nie opuściły. Zamiast nas mieszkała polska rodzina. To już nie był nasz dom. Poszłyśmy do domu Marysi, mojej przyjaciółki. (…) Marysia już nie była moją przyjaciółką. Za dużo rzeczy się wydarzyło i zmieniło od czasu, kiedy razem bawiłyśmy się w chowanego.(…) Nazajutrz opuściłyśmy miasteczko na zawsze”.
Trudne budowanie mostów
– Mając tak bolesną wspólną historię, trudno dziwić się istniejącym żalom. Ludzie, którzy tu mieszkali, zagospodarowali to miasto zgodnie z ówczesnym prawodawstwem. Może niektórzy nie do końca się przejmowali tym, co się działo z ich sąsiadami. Na tamten czas można patrzeć jak Jan Tomasz Gross, widząc jedynie racje biednych i krzywdzonych Żydów albo podnosząc jedynie bohaterskie czyny Polaków. A prawda jest taka, że na przestrzeni lat, a zwłaszcza podczas wojny, było różnie – tłumaczy Zbigniew Szcześniak. Dziś, zdaje się, większość mieszkańców Białej nie przejawia antysemityzmu. Kurczy się też pokolenie tych, którzy pamiętają dawnych sąsiadów. Wielu z nich z nostalgią wspomina zakupy u żydowskich handlarzy, ich mowę i wzajemną pomoc, jaką potrafili sobie okazywać. Czasem tylko, jak choćby podczas wykładu, jaki towarzyszył wystawie „Zagłada żydowskich miasteczek”, da się słyszeć głos pełen obaw.
Negatywne głosy najczęściej pochodzą od ludzi mieszkających w dawnych domach żydowskich, a także od tych, którzy wiedzą, że ich przodkowie nie zawsze zachowywali się godnie wobec starszych w wierze braci. – Nie jest tajemnicą, że jako miasto sądzimy się o budynek, który był synagogą, a dziś jest remizą strażacką. Ale jednocześnie szukamy sposobów na porozumienie. Jednym z nich są spotkania z córką Marii Koper, Lilką Rosenbaum-Elbaum z Bostonu, która o swoich przeżyciach opowiadała młodzieży i mieszkańcom – podkreśla zastępca burmistrza.
Spotkania i wystawy – zdaniem mieszkańców – odbrązawiają historię i uczą wzajemnego szacunku. Podobnie jak słowa wypowiadane przez Lilkę Rosenbaum-Elbaum podczas spotkań i na forach, na których wszystkich Polaków ratujących jej rodziców nazywa bohaterami i członkami swojej rodziny. I która stara się rozumieć, że nie każdego było stać na tak wielki heroizm. Przypadająca w tym roku 70. rocznica likwidacji getta to dobry czas na wzajemne zrozumienie i przełamywanie niechęci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |