Chciał tylko przenocować – odzyskał wiarę.
Nie lubił historii, dlatego propozycja siostry przyjaciela nie wydawała się atrakcyjna. Zdecydował się tylko dlatego, że przyjaciel nie miał takich oporów. Ostatecznie to może być jakieś wyzwanie.
To było w szkole średniej
– Historia w ramach obowiązkowej edukacji kojarzyła mu się tylko z wykuwaniem dat na pamięć, klepaniem faktów i koniecznością pamiętania mnóstwa nazwisk i miejsc. Dopiero na kursie przewodników po Zamku Książ przekonał się, że historia może być żywa. Wszystko zależy od tego, kto ją opowiada. Ciekawy język, nietuzinkowe spostrzeżenia, powiązania, zależności i konsekwencje. Dobrze odmalowane tło społeczne i kulturowe oraz najważniejsze: pasja u nauczyciela – tego potrzebował. – A może trzeba było jeszcze jednego: uczyłem się o tym, co widzę, o mieście i regionie, w którym żyję, o ziemi mi najbliższej – dopowiada Tomasz Zagórski, dzisiaj przewodnik sudecki, ale zanim się nim stał, minęło sporo czasu.
Po skończeniu „górnika”…
... musiał wypełnić zobowiązania wobec kopalni „Tores”. Poszedł do pracy. Na oprowadzanie po Książu czasu było coraz mniej. Wprawdzie rozpoczął kurs przewodnika sudeckiego, ale dał sobie spokój, bo nie mógł wszystkiego pogodzić. Kiedy miał już dosyć pracy w kopalni i zobowiązania ustały, poszedł do policji. Do tej pory myślał, że nie ma czasu na nic, ale dopiero teraz przekonał się, co to znaczy być do dyspozycji 24 godziny na dobę. Na długie 21 lat służby pasja przewodnika poszła w całkowite zapomnienie. Praca w policji to nie tylko stres, ale też specyficzny klimat. Presja mentalna była mocna, oczekiwania przełożonych jednoznaczne – dobry funkcjonariusz nie chodzi do kościoła. Oj, chciał być dobry, więc przestał. Wtedy zło, którego był świadkiem, stało się jeszcze bardziej drapieżne. Urosło do rozmiarów, które przesłoniły inną perspektywę. Coraz łatwiej zgadzał się więc na to, by się mu poddać. Jednocześnie rok za rokiem coraz trudniej było mu to wszystko znieść. Wreszcie powiedział: dosyć!
Emerytura mundurowego
to wyzwanie. Co robić? Wróciła pasja. Poszedł na kurs przewodnika sudeckiego i wtedy odkrył Krzeszów. Zakochał się w jego historii, pięknie i ludziach. Szczególnie w mieszkających przy bazylice benedyktynkach. – Szukałem noclegu i okazało się, że siostry przyjmują pod swój dach. Skorzystałem – i tak, niechcący, wszedłem z powrotem na drogę wiary. Pomogły mi mury i sztuka, pomogły i siostry. Stałem się świeckim mnichem, oblatem benedyktyńskim – opowiada, nie kryjąc, że swój katolicyzm odkryty na nowo traktuje bardzo poważnie. Co więcej, jest przekonany, że ma obowiązek bycia przejrzystym, bo wystarczająco długo żył bez Boga. – Zmarnowałem w ten sposób wiele, nie chcę tego bilansu powiększać – wyjaśnia.
Nadrabiając zaległości
stał się nie tylko benedyktyńskim oblatem, ale zaczął też wreszcie czytać sztukę w kluczu wiary. Dlatego wciąż tak bliski jest mu Krzeszów. Symbolikę gestów, przedmiotów, flory i fauny oraz barw, nieważne, czy namalowanych, czy wyrzeźbionych, postrzega jako lectio divina, Boże czytanie. Widzi to wszystko nie tylko dla siebie, widzi także dla tych, których oprowadza, z którymi zwiedza i przed którymi odsłania tajniki zarówno samego opactwa, jak i innych miejsc regionu. – Jeszcze kilka lat temu nie dopuszczałem myśli, że mogę przeżyć taki zwrot w swoim życiu, dzisiaj jest on faktem. Patrzę na to w kategoriach cudu, bo nawrócenie jest wydarzeniem totalnym, zmieniającym optykę i wartościowanie. Porządkującym świat według jednego kryterium: wieczności – dopowiada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |