Już nie trzeba pakować wielkich walizek, jechać na lotnisko, czterech godzin spędzić w powietrzu, bo egzotyka jest bliżej, niż myślisz. Pół godziny jazdy samochodem z Tarnowa.
Faraon kroczy dostojnym krokiem. Leniwie spędza czas. Jego ciemna skóra wyraźnie odcina się od zielonego tła. W zasięgu wzroku ma rodzinę, która przechadza się kilkanaście metrów obok. Jest wyjątkowy. – Faraon jest jedynym w Polsce ogierem rzadkiej rasy Mur-insulan – tłumaczy Marek Wójcik, hodowca koni z Ryglic koło Tarnowa.
Ta rasa ma wiele zalet. Mają wytrwały kłus, są spokojne i łagodne, niezbyt duże. Jak nie dostaną siana, zjedzą słomę spod siebie. Same o siebie potrafią zadbać. Faraon to wyjątkowe zwierzę. – Krzyżuję konie ze sobą, by otrzymać jak najbardziej podobnych do niego potomków – tłumaczy Marek Wójcik, który oprócz hodowli wynajmuje konie na przejażdżki, zwłaszcza że okolica idealnie nadaje się do konnych wycieczek. – Pan Marek ma Faraona, a niedaleko, w Skamieniałym Mieście, znajdziemy skałę, która nazywa się Piramida – podpowiada Jakub Nowak, rygliczanin, historyk i regionalista, który oprowadza mnie po okolicy. W nie tak odległych Zagórzanach grobowiec Skrzyńskich ma również kształt piramidy. – Wystarczy jeszcze podjechać do Kolbuszowej i tam jest rzeka Nil – dorzuca Marek Wójcik. – Jak pan widzi, mamy istny Egipt w okolicy – przekonuje Jakub.
Fort Wapiti
Egzotyczne klimaty może też przypominać Fort Wapiti, indiańska wioska, którą w Zalasowej zbudował Dariusz Szybka. – Mamy tu kilka tipi, czyli namiotów typowych dla Indian z Wielkich Równin. W nich zostały zgromadzone autentyczne przedmioty, którymi się posługiwali, broń, zabawki, odzież, trofea – pokazuje Barbara Lebryk, która oprowadza po wiosce. Idealne miejsce na rodzinne niedzielne popołudnie, zwłaszcza z dziećmi w wieku szkolnym, które mają okazję nie tylko zetknąć się z egzotyczną kulturą, ale wziąć udział w wielu zabawach i warsztatach. – Dzieciaki zapominają w tym czasie o komórkach – mówi Barbara. Dwie, trzy godziny lecą jak z indiańskiego łuku strzelił. Zainteresowanym nie przeszkadza, że wioska leży „daleko od szosy”. – Specjalnie szukałem odpowiedniego miejsca, płaskiego, ale na tle gór, w pięknych okolicznościach przyrody. Znalazłem właśnie tam – mówi Dariusz Szybka. Jest pasjonatem. – Fascynuje mnie kultura Indian, spośród których wielu spotkałem. Myślę, że wioska jest nie tylko miejscem rozrywki, ale też edukacji. Indianie byli ludźmi uduchowionymi. Potrafili żyć absolutnie w zgodzie z przyrodą, szukali równowagi w życiu, której wielu z nas dziś brakuje – mówi.
Plecówki na ślubanku
Odrestaurowany spichlerz dworski cieszy oko od 3 lat. – Rok budowy: 1756. To najstarszy tego typu obiekt w Małopolsce – informuje Teresa Lisak, dyrektor Ośrodka Kultury w Ryglicach zawiadująca spichlerzem, który kiedyś był własnością hrabiego Ankwicza. Cały jest drewniany. Z klimatem. Także temperaturowym, bo w lecie, mimo upału, wewnątrz panują komfortowe warunki. Trzy izby, ostatnia z komorą, czyli naszą spiżarnią. Teresa Lisak jest dumna, że wszelkie zgromadzone eksponaty udało się pozyskać w rejonie Ryglic od ludzi. – To są autentyki. Pod ścianą wdać piękny ślubanek, czyli drewnianą ławę, na której się siadało, ale można ją było także rozłożyć i wtedy służyła do spania – zwraca uwagę Teresa Lisak. To jakby pradziadek sofy. Na ślubanku leżą pletówki. Takie etnograficzne cymelia rygliczanie lubią. – Mamy znane w całej Polsce zespoły ludowe, jak choćby W kuźni u Kowala, w konkursach wieńców żniwnych zajmowaliśmy czołowe miejsca w Polsce. Kiedy organizujemy konkurs na ozdoby świąteczne, startuje w nim, tak było ostatnio, 202 wykonawców, dzieci, ale i starszych – opowiada pani Teresa. Chroniący tradycję ludową spichlerz nie jest w żaden sposób obcym ciałem w Ryglicach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |