Z kim na wakacje? Z komandorem ks. Królem. Gdzie? Na Mazury, w góry i nad morze. Po co? By budować zamki z piasku, przeżyć sztorm na jeziorze i spowiedź na górskim szlaku.
Obozowe przemiany
Oprócz całorocznych podopiecznych Saltromu i osób, które skusiły medialne ogłoszenia, na wakacyjne wyprawy jeżdżą też dzieci z domów dziecka, rodzinnych domów dziecka i innych placówek opiekuńczo-wychowawczych. – Ten pomysł świetnie się sprawdza. Przychodzą do nas dzieciaki z tzw. dobrych rodzin, które wszystkiego mają pod dostatkiem, są zdolne i ambitne (i to one często dają dobry przykład), jak i te z rodzin biedniejszych, mające różne problemy – w domu, szkole, wśród rówieśników. Wyjazdy zbliżają, a młodzi ludzie lubią naśladować innych, więc chętnie podpatrują, jak się dobrze zachowywać, np. przy stole – mówi ks. Andrzej Król. Na jednym z wyjazdów chłopcu, którego ciężko było wyleczyć z używania wulgaryzmów, spodobała się bardzo grzeczna i świetnie wychowana dziewczyna. Za punkt honoru postawił sobie, że będzie budował piękne zdania, byle tylko jej zaimponować. Nie było mu łatwo…
– Na obozie mazurskim, gdy jeszcze nocowaliśmy w przyczepach kampingowych, a nie na łódkach, mieliśmy dziewczynę z domu dziecka, która sporo w życiu przeszła i nie miała łatwego charakteru. Do towarzystwa dostała koleżankę z dobrej i bogatej rodziny, która bardzo uważała na swoje zachowanie i przejmowała się wyglądem. Myśleliśmy, że trzeba będzie odesłać do domu albo jedną, albo drugą... Nagle, ku naszemu zaskoczeniu, znalazły wspólny język, a pod koniec turnusu żegnały się, płacząc, bo tak się zaprzyjaźniły. Ta, która pochodziła z bogatej rodziny, wyznała mi nawet, że nie zdawała sobie sprawy, iż ktoś może mieć tak poważne problemy. Do tej pory największym zmartwieniem było dla niej tygodniowe kieszonkowe – opowiada ks. Król.
W przemianach uczestników obozów ważną rolę odgrywają też wolontariusze. Wszyscy mają uprawnienia wychowawców kolonijnych. – Na tradycyjnych koloniach na jednego wychowawcę przypada ok. 15 dzieci, na naszych ok. 6–7 dzieci. Dzięki temu udaje się nawiązać z nimi dobry kontakt i opanować grupę, zwłaszcza gdy pogoda płata fi gle i wszystkich roznosi energia. Nigdy nie zabieramy też przypadkowych osób. Aby zostać naszym wolontariuszem, trzeba poznać działalność Saltromu, poczuć salezjańskiego ducha (nikogo nie dziwi więc obecność księdza czy modlitwa), przejść szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy i animacji grupy – mówi Maria Rudawska.
Szczegółowe informacje dotyczące zapisów można znaleźć na stronie www.saltrom.krakow. pl. Warto się pospieszyć i przeżyć niezapomnianą przygodę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |