Szkoła może wspierać rodziców, ale nie zrobi tego bez nich samych.
Prawo do skuteczności
Rada rodziców podejmuje uchwały. Ich treść wiąże dyrekcję, ale także staje się dla niej wybawieniem. – Dyrektorzy bowiem nie mają wolnej ręki w walce z patologią. Co więcej, oni tak naprawdę mogą tylko tyle, albo aż tyle, na ile zgodzą się rodzice – dodaje Tomasz Włostowski.
O co chodzi? Otóż można np. określić, kto ma prawo spotykać się na terenie szkoły z uczniami. Zdarza się bowiem, że pod pozorem bezpłatnych badań profilaktycznych reklamują się gabinety i przychodnie lekarskie, a na lekcjach na temat higieny chodzi przede wszystkim o promocję podpasek. – Gdy w grę wchodzą takie cele, to pół biedy. Gorzej, że pod płaszczykiem lekcji o tolerancji może mieć miejsce propagowanie zachowań homoseksualnych, a podczas pogadanki o seksualności będzie się zachęcać do wczesnej inicjacji seksualnej – zauważa Joanna Kaptur.
Niemałym problemem jest szkolna przemoc. Rodzice mogą zdecydować o procedurze postępowania z agresywnymi uczniami. Określają sankcje i etapy rozwiązywania konfliktów. W uzasadnionych przypadkach mogą żądać wezwania policji czy złożenia zawiadomienia do prokuratury. Wtedy dyrektor i nauczyciele naprawdę mogą, jeśli nie zupełnie wyeliminować, to na pewno zmarginalizować problem przemocy.
Rada rodziców może także pomóc dyrektorowi w rozwiązaniu umowy o pracę z nauczycielem, który wykazuje się rażącą nieudolnością w przekazywaniu wiedzy albo brakiem zdolności pedagogicznych. To nie wszystko. Na żądanie rodziców, nauczyciele mogą być zobligowani do określonego terminarza zmiany obowiązujących podręczników lub wyboru takich, które są zdecydowanie bardziej ekonomiczne lub zawierają treści wspierające, a nie dezintegrujące światopogląd dzieci i młodzieży. – Nie brakuje już takich książek, które są jednocześnie ćwiczeniami, zatem są podręcznikami jednorazowego użycia – ostrzega Joanna. – Na rynku są także podręczniki np. do wychowania do życia w rodzinie, które opierają się na laickim punkcie widzenia świata i człowieka – dzieli się swoimi spostrzeżeniami.
Przygoda dla twardzieli
– Zabrałem głos w złym momencie – wspomina Tomasz Włostowski. – Na wywiadówce trwała męcząca i niemająca końca dyskusja na temat ubezpieczenia dzieci. Mieliśmy wybrać najlepszą ofertę. Nauczycielka nie panowała nad merytoryczną stroną tematu, a rodzice, siłą rzeczy, także nie mieli rozeznania. Trzeba było to wszystko uporządkować. Zgłosiłem się, rozrysowałem wszystko na tablicy i… tak zaczęła się moja „kariera” w radzie rodziców – uśmiecha się na wspomnienie przygody, która trwała dobre kilkanaście lat. – Jak się ma trzech synów, to trudno, żeby było inaczej. Okazało się, że w tym samym czasie pojawili się w podstawówce także inni zapaleńcy i społecznicy. – Zależało mi, żeby moim dzieciom było dobrze nie tylko w domu, ale także w szkole – mówi Katarzyna Szczygieł, także długoletnia działaczka rady rodziców. – Nie chciałam i nie mogłam zaufać instytucji, wolałam trzymać rękę na pulsie – wyjaśnia.
– Nie ma nic bardziej deprawującego jak sytuacja, gdy dzieci widzą, że dyrekcja rządzi po swojemu, nauczyciele uprawiają wolnoamerykankę, a rodziców to nie obchodzi – dodaje Maciej Moneta. – Jasne, że nie każdy nadaje się do rady rodziców. Tak jak nie każdy ma odwagę stanąć w obronie napadniętego przechodnia i nie każdy otwarcie będzie mówił o swoich przekonaniach. Tym bardziej gdy stoją one w sprzeczności z poprawnością polityczną czy choćby towarzyską – zaznacza. Niemniej Katarzyna Szczygieł zachęca – Każdy znajdzie coś dla siebie. Może się sprawdzić, przekonać o swoich możliwościach, poznać bliżej ludzi, którzy mają duży wpływ na ich dzieci – zachęca.
– I jeszcze jedno, bardzo ważne, trzeba mieć sporą odporność psychiczną – ostrzega Maciej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |