Nie byli pierwsi, którzy poszli do Santiago de Compostela. Byli jednak pierwszą diecezjalną grupą, która - jest nadzieja - zapoczątkuje tarnowskie pielgrzymowanie do grobu św. Jakuba.
Część drogi wiedzie przez kwitnące o tej porze wrzosowiska lub przez wonne lasy eukaliptusowe. Często przechodzi się alejami starych dębów obrośniętych bluszczem, wzdłuż kamiennych murków oddzielających pola i łąki. Niebo jest łaskawe i ani razu nie pada deszcz. Leje dopiero po ukończeniu odcinka i nocą. Uroki Galicii przyćmiewa jednak ból spuchniętych stóp i ociężałych łydek, które w żelaznym uścisku trzymają górskie buty, niestety nieodpowiednie na tę trasę. – Czasem miałam ochotę je wyrzucić albo spalić, jak to się podobno niegdyś działo po przejściu pielgrzymki – mówi pani Renata. Zaciskając zęby, trzeba iść dalej, a każdy słupek Camino obiecuje, że koniec tuż-tuż…
Stan euforii
Po przejściu nawet 100 kilometrów nie dziwi radość, jaka ogarnia pielgrzymów na widok odległych wież bazyliki św. Jakuba, widzianych z Monte do Gozo, z Góry Euforii. Grupa niosąca transparent diecezji i biura pielgrzymkowego oraz polską flagę wyrusza na ostatni, najkrótszy etap – do Santiago. Tylko 4,5 kilometra. Ludzie patrzą życzliwie, zaciekawieni procesją pątników. W godzinach popołudniowych 2 września wszyscy docierają do celu, przed bazylikę.
– Diecezjalne Biuro Pielgrzymkowe spełniło moje pragnienie pielgrzymowania do św. Jakuba. Pielgrzymka zarówno pod względem przeżyć religijnych, jak i samej organizacji opracowana została przez ks. prałata Czesława Konwenta perfekcyjnie, ponadto dostosowana była do możliwości nawet marnego piechura. Po wejściu na plac przed katedrą Jakuba popłakałem sobie z radości i szczęścia, że Pan Bóg dopomógł mi przebyć Camino de Compostela – mówi wyraźnie wzruszony pan Zygmunt.
Przejęci pielgrzymi weszli wreszcie przez portyk chwały do romańskiej potężnej bazyliki. W mroku, jak gwiazda, która wskazała zapomniany grób świętego, świeci barokowy ołtarz z figurą Jakuba, którą trzeba objąć i ucałować, jak wita się dawno nie widzianego przyjaciela. Potem modlitwa przy srebrnych relikwiach. I Msza św., podczas której tarnowscy pielgrzymi mają przywilej zaśpiewania dwóch pieśni.
Niestety, krótkie było spotkanie z Santiago, choć wielką radość sprawiła pielgrzymom Eucharystia przy grobie świętego nazajutrz wczesnym rankiem. Pamiątką pozostanie muszla niesiona przez całą drogę i własna, imienna compostela.
– Wstyd się przyznać, ale ta pielgrzymka była moją pierwszą w życiu i to bardzo udaną pielgrzymką. To, co przeżywa się podczas wędrowania: sama droga, widoki, ludzie, rozmowy, skupienie – rekompensuje z nawiązką trud drogi, szczególnie gdy wyrusza się w nie do końca rozchodzonych i wygodnych butach. To był mój test woli i samozaparcia. Tak pochłonęła mnie „misja”, droga oraz chęć uwiecznienia wrażeń, że przez cały czas nie rozstawałem się z kamerą. Zachęcam tych, co się wahają do wyruszenia – dla was wszystkich: Buen Camino – mówi pan Mariusz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |