Trafiła do placówki, kiedy miała 16 lat, poranione życie i żadnych perspektyw na przyszłość. Dziś kończy pedagogikę i jest szczęśliwa.
Andrzej Urbański/ GN W Młodzieżowej Placówce Wychowawczej młodzi znajdują pomoc i zrozumienie. Mama wciąż piła, w końcu odeszła z domu. Zostaliśmy z tatą sami – tak zaczyna się historia 25-letniej dziś Agnieszki. Dziewięć lat temu po raz pierwszy przyszła do Caritas. Dziś wie, że to nie był przypadek. – Wtedy miałam wszystkich gdzieś, nauczycieli, szkołę. Byłam na krawędzi. Podskórnie czułam, że potrzebuję pomocy – opowiada Agnieszka. Wsparcie znalazła w towarzystwie skinheadów. – Odpowiadało mi to. Czułam się pewna i było mi dobrze. Po raz pierwszy spróbowałam narkotyków. Seksu się bałam, ale ostatecznie i tego też zasmakowałam. Nie miałam na tyle siły, by odmówić – dodaje. Teraz wie, że w ostatniej chwili trafiła do Caritas. Potem mogło być już za późno.
Czarek był zbuntowany, nie akceptował rzeczywistości, która go otaczała. – Miałem wówczas 14 lat. Wkurzali mnie wszyscy: nauczyciele i koledzy z klasy, którzy cały czas mi dokuczali – wspomina Czarek. Razem z bratem Wojtkiem zaczęli wagarować. Pomogła im mama. Po rozmowie ze szkolnymi pedagogami zaproponowała, że pójdą razem do Młodzieżowej Placówki Wychowawczej. Marcin Bednarz, wychowawca w MPW, zaskoczył ich swoim wyglądem. – Gość miał skórzane spodnie, nosił kowbojskie buty, włosy sięgały mu do pasa – mówi Czarek. – Cieszył się, że przyszliśmy na spotkanie – wspomina Wojtek. Tak zaczęła się ich przygoda z Caritas, która trwa do dziś.
Wszystkim kręci Marcin
Andrzej Urbański/ GN – Dorastaliśmy przy Caritas i pewnie dlatego nigdy nie sięgnęliśmy po narkotyki czy inne świństwa – mówią młodzi, którzy przeszli przez MPW. Podczas wakacji wyjeżdżają na obozy, w góry i na kajaki. Młodzieżowa Placówka Wychowawcza w Sopocie istnieje od 2000 roku, początkowo działała jako świetlica środowiskowa dla młodzieży. Obecnie zajmuje się kilkudziesięcioma osobami w wieku od 13 do 19 lat. To głównie uczniowie szkół gimnazjalnych i średnich, z problemami wychowawczymi i szkolnymi. Zatrudnieni w placówce wychowawcy oraz wolontariusze starają się, by młodzi odnaleźli swoje miejsce w świecie i zechcieli normalnie żyć. Placówka codziennie zapewnia młodzieży udział w pozalekcyjnych zajęciach, organizuje zabawy interakcyjne, warsztaty fotograficzne, informatyczne i plastyczne. MPW to odpowiedź na dzisiejsze wołanie młodzieży, szukanie pomocy, wsparcia oraz autorytetów. – To miejsce spotkań, budowania relacji oraz szukania odpowiedzi na trudne pytania – mówią wychowawcy.
Mózgiem placówki jest Marcin Bednarz. – Pisząc program autorski dotyczący pracy z trudną młodzieżą, miałem wizję, którą od razu zacząłem realizować. Wspólna praca, rozmowy, spacery, spotkania, wspólne wyjazdy – to wszystko miało służyć budowaniu zaufania we wzajemnych relacjach wychowawców z podopiecznymi – opowiada o niełatwym starcie szef MPW.
Agnieszka wspomina, że nie była grzeczną podopieczną. – Byłam niemiła, nie słuchałam, nie dotrzymywałam obietnic, lekceważyłam uwagi i prośby wychowawców – opowiada. Pamięta doskonale, jak pan Marcin przychodził do jej domu i rozmawiał z ojcem. – Zależało mu, abym skończyła szkołę. Przekonywał mnie i ojca, abym kontynuowała naukę w liceum – wspomina Agnieszka, która opiekuje się chorym ojcem, pracuje i właśnie kończy studia pedagogiczne. Często powtarza, że dużo zawdzięcza ludziom z placówki. – Teraz brakuje mi tamtych zajęć, przedstawień, biwaków – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |